One Direction

One Direction
One Direction story...

piątek, 20 kwietnia 2012

Rozdział 8

Siedziałam na krześle jak zahipnotyzowana i z uporem wpatrywałam się w kartkę. Kto mógł napisać coś takiego i jakim cudem znalazło się to w mojej szafce, skoro nikt oprócz mnie nie ma do niej klucza.? 
-Destiny, wszystko w porządku.?- zapytał niepewnie Boris.
-N-no tak, jasne.- odparłam wymuszając uśmiech. Przez całą lekcję myślałam o tej durnej karteczce i kompletnie nie wiedziałam co się dzieje dookoła mnie. Może to tylko głupi żart, a może powinnam zacząć się obwiać o własne życie.? Nie wiedziałam kompletnie co to może znaczyć. I wtedy nagle mnie olśniło. Przypomniałam sobie akcję z tarantulą na w-f-ie. Doszłam do wniosku, że Dianna już wtedy chciała się mnie pozbyć, bo jeżeli chciałaby mnie tylko nastraszyć to nie wpakowałaby mi do torby tarantuli, no nie.? A z szafką pewnie nie miała problemu, bo zamki do nich nie są jakieś skomplikowane, więc pewnie wystarczy otworzyć ją zwykłą wsuwką do włosów. Wszystko w jednej chwili stało się dla mnie logiczne. Moje rozmyślania przerwał nagle nauczyciel od matmy, który oddawał właśnie klasówki.
-Tiffany Messer - czwórka, Max Brown - trója, Boris Peterenko - piątka, Destiny Black...- modliłam się, żeby nie dostać pały. Czego jak czego, ale znajomością matematyki niestety nie mogłam się pochwalić. -Pała.!- usłyszałam. No pięknie, czy ten dzień może być gorszy.? Zwlekłam się z krzesła i podeszłam do biurka, by odebrać moją klasówkę.
-Destiny, mam nadzieję, że zobaczę cię dzisiaj na poprawie.
-Oczywiście.- dodałam i odeszłam do ławki. Cholerna algebra.! Na szczęście trochę pouczyłam się wczoraj wieczorem więc mam nadzieję, że dostanę chociaż tróję. Z rozmyślań wybawił mnie dzwonek. Całe klasowe bydło rzuciło się na stołówkę. Zajęłam miejsce w kolejce, wzięłam tylko sałatkę i sok pomarańczowy, Potem dołączyłam do Borisa, który przeżuwał cheeseburgera jednocześnie ucząc się biologii. Usiadłam na krześle i zaczęłam grzebać plastikowym widelcem w sałatce. Właściwie to nie była głodna. Odstawiłam miskę z zieleniną i wyciągnęłam z torby książkę do matmy. Chciałam sobie trochę powtórzyć algebrę przed poprawką. Czytałam tam jakieś drętwe definicje, ale nie mogłam się skupić. Chodziła mi po głowie tylko ta sprawa z karteczką. Niby taka bzdura, ale nie daje człowiekowi żyć. Schowałam więc do torby podręcznik i wyjęłam tą cholerną kartkę. Gapiłam się na nią jak cielę na malowane wrota dopatrując się rozwiązania tej zagadki. 
-Co to za kartka.?- zapytał nagle Boris wychylając nos z książki.
-No... Bo wiesz...- i nagle usłyszałam znajomy głos. Była to Jennifer. Szybko usiadła przy moim stoliku i z przerażeniem na twarzy powiedziała:
-Destiny, czy znasz te dziewczyny.?- i wskazała palcem na stolik plastików.
-No niestety chodzę z nimi do klasy. A coś się stało.?
-Groziły mi, kiedy wepchały się przede mnie w kolejce po jedzenie.
-Serio.?
-Serio. Powiedziały, że jestem podłą szmatą i że mnie zabiją.
-A ja dzisiaj rano dostałam anonimowy liścik.- i wyjęłam z kieszeni kartkę z pogróżkami. 
-Myślisz, że to od nich.?
-Raczej tak...
-Ale dlaczego?...
-To proste. Ja chodzę z Harrym, a Niall kręci z tobą. Są najzwyczajniej w świecie zazdrosne. Poza tym przed balem maturalnym, jak usłyszały, że Harry mnie zaprosił to podrzuciły mi do plecaka tarantulę.
-O boże.!- krzyknęła Jenn.- Myślisz, że powinnyśmy komuś o tym powiedzieć.?
-Nie, niech to zostanie między nami. Tak będzie lepiej.
-Mam nadzieję, że to tylko słowa i nic więcej.
-Narazie nikomu nic nie mów, ok.?
-No ok, ale chyba właśnie komuś powiedziałyśmy.- i spojrzała wymownie na Borisa.
-Nie, no spoko ja nikomu nie wygadam, a poza tym i tak nikt ze mną nie gada, bo nikt mnie nie lubi, więc nie ma sprawy.- wytłumaczył i spuścił głowę.
-Oj weź się nie smutaj, ja cię lubię.- i poklepałam go po ramieniu.
-Dzięki, chyba jesteś jedyna.
-Od kogoś trzeba zacząć, no nie.?
-Niby tak.- i uśmiechnął się. Jennifer pożegnała się z nami i powędrowała do biblioteki. Ja dojadłam sałatkę i dopiłam sok. Potem zadzwonił dzwonek więc spakowałam moje klamoty i ruszyłam na geografię. Kolejne lekcje okropnie mi się dłużyły. Później wszyscy z mojej klasy poszli do domu, no może oprócz Andy'ego i Max'a, którzy musieli siedzieć w kozie za rozwalenie kibelka i Borisa, który podreptał na kółko z hiszpańskiego. Ja natomiast musiałam iść na głupią poprawkę z algebry. Więc jako jedyna stawiłam się pod salą nr. 25. Nauczyciel napisał mi jakieś wzory na tablicy i musiałam to poskracać i policzyć. Po 20 minutach męki oddałam mu moją pracę.
-Mógłby pan sprawdzić mi to już dzisiaj.?- zapytałam pełna nadziei.
-Dobrze, to usiądź na chwilkę w ławce, a ja to sprawdzę.
-Oczywiście.- i usiadłam na pobliskim krześle.
-No ładnie, Destiny.- powiedział po chwili.- Masz -4.
-Dziękuję.- powiedziałam i wyszłam z klasy. Jupi.! Mam -4 z algebry.! Oł jeeee.! Wyszłam przed naszą placówkę oświatową, potem skręciłam w prawo obok muru za szkołą. Miałam  stąd 20 minut drogi do domu. Na końcu tego muru stały dwie dziewczyny w ciemnych bluzach z kapturami na głowie. Nie wiedziałam kto to jest więc przeszłam obok nich obojętnie, kiedy jedna z nich szarpnęła mnie za bluzę. Odwróciłam się i zobaczyłam, że to Dainna i Jessica. 
-Dobra, czego chcecie.?- zapytałam. I nic nie odpowiedziały tylko Dianna przywaliła mi z pięści w oko. O ku*wa.! Bolało, ale nie pozostałam dłużna. Z całej siły rzuciłam się na tą plastikową szmatę i powaliłam ją na ziemię. Przerażona Jessica spanikowała i uciekła. Miałam ochotę za nią polecieć i jej również przywalić ale wolałam zająć się Dianną. 
-Ty suko.!- wrzasnęła Dianna i dała mi z liścia. Wkurzyłam się i wyrwałam jej trochę tych tlenionych włosów. Miałam więcej siły, niż ta wychudzona anorektyczka, więc brałam nad nią górę. Długo się tak szarpałyśmy, aż w końcu chwyciłam ją za rękę, odwróciłam się plecami i przerzuciłam ją przez ramię, że wylądowała na trawniku. Nie umiała się podnieść, więc założyłam kaptur na głowę, chwyciłam moją torbę i uciekłam w pośpiechu. Kiedy wiatr wiał mi prosto w twarz okropnie szczypały mnie policzki. Szłam do domu, kiedy nagle dopadły mnie czarne myśli. A co jeśli jej coś załamałam.? W końcu chodziłam na kurs taekwondo. Od kiedy ja i Harry jesteśmy razem dzieją się same nieszczęścia. Łzy zaczęły napływać mi do oczu i spływać po policzkach, co cholernie mnie piekło. Kiedy doszłam do domu naciągnęłam jeszcze bardziej kaptur na głowę i weszłam do przedpokoju. Chciałam od razu pójść na górę niezauważona. Niestety usłyszeli mnie.
-Destiny, to ty.?- zapytał tata a ja stanęłam w połowie schodów na górę.
-No tak tato. Ale chcę iść już na górę bo jestem zmęczona.
-Choć no tu.!- wyczuł, że coś się święci. Tyłem zeszłam ze schodów. Ojciec chwycił moją rękę i zdjął mi kaptur. 
-Boże, kto ci to zrobił.?!
-Nieważne...
-Jak nieważne, Destiny ktoś cię pobił.! Kto to.?!
-Nie powiem ci...
-Mów.!
-NIE.!- wydarłam się na cały regulator. 
-Co to za hałasy... Matko, co się stało.?!- zapytała wystraszona Liz.
-Nic takiego...
-Masz podbite oko.!
-To nic...
-I nie chce powiedzieć kto jej to zrobił.!- skarżył się ojciec.
-Bo to nie twoja sprawa.!- wrzasnęłam.
-Kogo ty bronisz.?!
-Nikogo.!
-Z tym trzeba iść na policję i zgłosić pobicie.!
-NIE PÓJDZIESZ NA ŻADNĄ POLICJĘ.!!!
-No mówię, że ona kogoś broni.!- powiedział do Elizabeth.
-Ja nikogo nie bronię, poprostu nie chcę, żeby ktoś się o tym dowiedział.
-Jakbyś nikogo nie broniła to byś powiedziała, ale powiedzieć nie chcesz.
-No bo nie.!
-Destiny, czy to Harry.?
-Kuźwa daj mu spokój, nawet go w szkole dzisiaj nie było.!!!
-To kto.? Louis, Zayn, Niall, Liam.?
-Nienormalny jesteś, daj mi święty spokój.!
-Ale...
-Zamknij się.!- i pobiegłam do pokoju. Zamknęłam go na klucz, usiadłam w kącie pokoju i zaczęłam płakać. Po chwili ktoś zaczął pukać do mojego pokoju. Myślałam, że to tata więc powiedziałam:
-Idź sobie.!
-To ja, Liz... Mogę wejść.?
-OK. - i podeszłam do drzwi, żeby je otworzyć.
-Przepraszam cię za ojca, wiesz jaki jest.
-Wiem, nadopiekuńczy.
-Martwi się.
-Dam sobie radę.
-Na pewno nie chcesz powiedzieć.?
-Na pewno.
-Dobrze nie będę naciskać. Ale choć trzeba ci wydezynfekować rany.- i podreptałam za Elizabeth do łazienki. Najpierw przemyła mi te poranione miejsca, potem zdezynfekowała wodą utlenioną i przykleiła mi plaster nad rozciętą brwią i obok rozwalonej wargi.
-Gotowe.!
-Dzięki. Teraz pójdę wziąć prysznic.
-Ok, to ja cię zostawiam.- więc wzięłam sobie chłodny prysznic. Nie myłam włosów bo nie chciałam lać sobie wodą z szamponem po okaleczonej twarzy.


*z perspektywy Liz*

Kiedy Destiny udała się do łazienki, ja poszłam do jej pokoju. Odszukałam w jej czarnej torbie komórkę i otworzyłam kontakty. Wiem, że nie powinnam, ale znalazłam numer do Harry'ego i do niego zadzwoniłam. Musiało się to odbyć bez jej zgody, bo inaczej nie pozwoliłaby sobie pomóc. Harry był chyba pierwszą osobą, któremu była w stanie zaufać i opowiedzieć o problemach.
-Cześć Destiny.- odezwał się głos w słuchawce.
-To ja, Elizabeth.
-Dzień dobry, coś się stało.?
-Tak i to dużo. Ktoś pobił Destiny.
-Boże, czemu sama do mnie nie zadzwoni.
-Bo nie chce nam powiedzieć kto jej to zrobił i dlatego ja dzwonię.
-Aha czyli ona o niczym nie wie.?
-Dokładnie. Więc mam nadzieję, że może tobie powie. Naprawdę się martwimy.
-No dobrze, ale będę w stanie przyjść dopiero za ok. godzinę, bo teraz jestem w drodze z Londynu.
-Ok, tylko przyjdź, proszę.
-Oczywiście, postaram się być najszybciej jak się da.
-Dzięki.- i rozłączyłam się. Sądzę, że jemu jednak powie...

*z perspektywy Destiny*

Wykąpałam się, ubrałam w dresowe gacie i bluzę.
-OBIAD.!- zawołała Liz, więc zeszłam na dół. Nie byłam specjalnie głodna, ale Elizabeth wydawała mi się jedyną normalną osobą w tym domu wariatów, a przecież formalnie była zupełnie obcą mi osobą, jednak ona lepiej mnie rozumiała niż rodzony ojciec. No trudno tak bywa. Zwlekłam zwłoki do jadalni i usiadłam przy stole. Nie miałam ochoty z nimi gadać, więc siedzieliśmy w kompletniej ciszy. Tata w pewnej chwili brutalnie ją przerwał.
-Dalej cię boli.?
-Mniej.- rzuciłam oschle. Dokończyłam posiłek i wstałam od stołu. Potem ruszyłam na górę. Odrobiłam lekcje, spakowałam się na jutro, a później położyłam się na łóżku i włączyłam moje mp4. Słuchałam Metallici, to mnie zawsze uspokaja. Potem poszłam do kuchni, żeby napić się wody. Usiadłam na kuchennym blacie, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Mój ojciec wyskoczył sprzed telewizora jak oparzony i poszedł otworzyć. I nagle mnie zamurowało. Usłyszałam głos Harry'ego. Wtedy do kuchni weszła Liz.
-Kto zaprosił Hazzę.?- wzięła głęboki oddech i odpowiedziała.
-Ja, zadzwoniłam do niego.
-Po co.?!
-No jest twoim chłopakiem i powinien wiedzieć.
-Ale on dzisiaj miał ważne sprawy do załatwienia. Nagrywali piosenkę w Londynie.
-Na pewno mniej ważnie od ciebie.- wywróciłam oczami. Nie chciałam, żeby widział mnie w takim stanie. Nasunęłam kaptur na głowę i próbowałam ulotnić się do pokoju...

*z perspektywy Harry'ego*

Kiedy tylko dojechaliśmy do Wolverhampton popędziłem do domu. Szybko się przebrałem w coś wygodniejszego i pobiegłem do mojej dziewczyny. Otworzył mi jej tata i powiedział:
-Witaj Harry.
-Dzień dobry.
-Słuchaj nie mam pojęcia kto to zrobił, ale jeśli dowiem się że miałeś z tym cokolwiek wspólnego, to marny twój los.- zagroził. Szczerze mówiąc to nieźle mnie wystraszył, bo on nigdy nie żartuje. 
-Spokojnie, ja nie wiem kto ją pobił, ale przysięgam to nie ja.
-Wierzę... Tylko postaraj się to z niej wyciągnąć, bo na prawdę się o nią boję.
-No dobrze, spróbuję.- wszedłem do ich mieszkania i zobaczyłem Destiny, która wychodziła właśnie z kuchni. Strasznie wyglądała. Miała podbite oko, poobijane policzki, rozciętą brew i trochę zaschniętej krwi w okolicach dolnej wargi. Podszedłem do niej i mocno ją przytuliłem. Wtuliła się we mnie. Zdjąłem jej ten kaptur. Ująłem ją za podbródek i popatrzyłem w jej ogromne, brązowe oczy, które były teraz prawie, że czarne, wypełnione smutkiem i strachem.
-Kochanie, kto ci to zrobił.?- zapytałem przerażony.
-Chodź na górę to ci powiem.- i pociągnęła mnie za rękę w stronę swojego pokoju. Kiedy otworzyłem drzwi, ona skuliła się pod ścianą pomieszczenia i zaczęła płakać. 
-Nie płacz, proszę.- szepnąłem kucając tuż obok niej. Nie odezwała się ani słowem, więc ponowiłem pytanie.- Powiedz, co to za gnojek tak cię urządził.
-To nie facet.
-Dziewczyna.?...- nieśmiało skinęła głową. Znowu schowała twarz w dłoniach i nic nie powiedziała. -Destiny, mnie możesz powiedzieć.
-Ale obiecaj, że nie powiesz tacie i Lizy.
-No dobrze, obiecuję.
-Na pewno.?- chwyciłem jej dłoń i przyłożyłem do mojego serca.
-Na pewno.- potwierdziłem.
-To była Dianna i Jessica.- wytrzeszczyłem oczy. Doskonale wiedziałem, że nie lubiły mojej dziewczyny i z wzajemnością, ale żeby zrobić coś takiego.
-Kiedy.?
-2 godziny temu, za szkołą.- rzekła wpatrując się w ścianę.
-Hej, spójrz na mnie.- odparłem ciepło, a ona odwróciła się w moją stronę.- Dlaczego nie chcesz nikomu o tym powiedzieć.?
-Bo się boję, że jej coś zrobiłam.
-Komu.?
-Diannie.
-A co z Jessicą.?
-Kiedy Dianna podbiła mi oko, ona spanikowała i uciekła, nic mi nie zrobiła.
-No, ale Dianna cię pobiła.
-Tak, ale ja się boję, że złamałam jej kręgosłup.
-Jak.?- spytałem wytrzeszczając gały. Destiny, zawsze miała sporo siły, ale nie na tyle, żeby kogoś przyprawić o dożywotnie kalectwo.
-No, bo przerzuciłam ją przez ramię i gruchnęła o trawnik i nie mogła wstać.
-Kurs taekwondo, mam rację.?
-Yhm...
-Raczej nic jej się nie stało, może tylko straciła siły lub nie miała ochoty cię gonić.
-Mam nadzieję, nikomu nie życzę, nawet jej złamanego kręgosłupa.- uśmiechnąłem się do niej.
-A właściwie to dlaczego się na ciebie rzuciła, za tą szkołą.?
-No bo...- i urwała. Widziałem tylko pojedyncze łzy spływające po jej sinych policzkach, które z każdą chwilą zaczęły spływać w coraz to większych ilościach. Nie mogłem patrzeć na to jak płacze. Czułem, że moje serce zostało rozdarte na tysiąc drobnych kawałków. Usiadłem obok niej, a ona wtuliła się w mój tors i wypłakała się do mojej bluzy. Objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło.
-Co się dzieje, powiedz, proszę...- a ona uniosła swoje zapłakane oczy i powiedziała:
-No bo ona wyżywa się na mnie, bo się z tobą spotykam.- i znowu zaczęła wypłakiwać się w moje ubranie. Dotarło do mnie, że wszystko co jej się dzisiaj przydarzyło to była tylko i wyłącznie moja wina. Czułem się cholernie winny.
-Przepraszam, skarbie...- wyszeptałem jej do ucha i przytuliłem jeszcze mocniej. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia. To zżerało mnie od środka. Okropnie mocno ją kochałem, więc widok jej łez bardzo mnie bolał. Otarłem łzę z jej okaleczonego policzka. Siedzieliśmy w kompletnej ciszy, kiedy nagle Destiny wytarła zapłakane oczy i podeszła do okna. 
-Choćmy na taras.- zaproponowała. 
-Dobrze.- otwarliśmy szklane drzwi z jej pokoju, które otwierały się na spory taras. W ciszy stanęliśmy opierając się o barierkę. Słońce tak pięknie zachodziło okrywając niebo złocistym pomarańczem. Popatrzyłem jej prosto w oczy, a ona w moje. Pragnąłem, żeby ta chwila trwała wieki. Staliśmy tak wpatrując się w siebie, po chwili delikatnie musnąłem jej usta. Destiny zrobiła to samo i chwilę później niewinny buziak zamienił się w namiętny pocałunek. Wow.! Było niesamowicie. Potem usiedliśmy na huśtawce ogrodowej. Słychać było tylko szum drzew i odgłosy ptaków. Można było normalnie pomyśleć. Siedzieliśmy na huśtawce lekko odpychając się nogami od ziemi. Długo rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Śmialiśmy się i wspominaliśmy dzieciństwo. Kiedy nagle Destiny oparła się o moje ramię. Widać było zmęczenie na jej twarzy. 
-Jak chcesz, to może pójdziesz się położyć.?- zaproponowałem.
-Nie, wolę tu jeszcze trochę z tobą posiedzieć.- odparła wtulając się we mnie. Potem położyła się na moich kolanach, a ja zacząłem bawić się jej włosami. 
-Nie mam najmniejszej ochoty iść jutro do szkoły.- westchnęła.
-A mamy jutro jakąś klasówę czy sprawdzian.?
-Nie chyba nie, ale dostałam dzisiaj pałę z algebry.
-Z tej klasówki co była w piątek.?
-Yhm... Ale poszłam dzisiaj na poprawkę i dostałam -4.
-No to nie było tak źle.
-No nie, ale nawet nie chodzi mi o naukę... Po prostu nie chcę tam iść z takim wyglądem, czyli podbitym okiem itd.
-No to może nie idź do szkoły.
-Ojciec się nie zgodzi...- odpowiedziała zawiedziona.
-Spróbuję z nim pogadać.
-Nie lepiej nie. Na szczęście spędzimy w tej szkole jeszcze tylko 3 dni.
-A w sobotę rozdanie dyplomów.
-A potem wakacje i studia.- ucieszyła się.
-I kupimy sobie mieszkanie w Londynie, albo nie, kupimy cały dom z chłopakami i będziemy mieszkać wspólnie. Co ty na to.?
-Mnie pasi.
-I może Danielle i Eleanor zamieszkają z nami. No wiesz, będziemy mieszkać w osiem osób.
-Było by super... Już chcę na te studia.
-Wiesz, że cię kocham.- wyszeptałem jej do ucha.
-Wiem, ja ciebie też.
-To dobrze. I kupimy go na przedmieściach, żeby nie było takiego tłoku. A na uczelnię będziemy sobie jeździć samochodem, albo metrem. A ten dom kupimy z dużym ogrodem, żebyś mogła mieć husky'ego takiego o jakim marzyłaś.- pogrążyłem się w marzeniach, popadłem w słowotok i nawet nie zauważyłem kiedy Destiny zasnęła na moich kolanach. Spałą spokojnie, wreszcie zasnęła, co pozwoliło jej choć na chwilę zapomnieć o codzienności. Nie była świadoma tych wszystkich problemów i zmartwień. Delikatnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do przesyconego blaskiem zachodzącego słońca pokoju. Położyłem ją do łóżka, przykryłem kołdrą i dałem jej buziaka w policzek. Potem bezszelestnie wyszedłem z jej pokoju. Na palcach zszedłem na dół.
-I co, powiedziała ci.?- zapytał pan Black pełen nadziei. Pokiwałem przecząco głową. Wiem, że nie powinienem kłamać, ale przyrzekłem jej z ręką na sercu, że nic nie powiem jej ojcu i dotrzymam słowa. Bądź co bądź, ale jej zaufanie jest dla mnie ważniejsze niż słowo dane jej rodzicom...
---------------------------------------------------------------------------------------------
Taki tam rozdział, nie wyszedł do końca taki jak bym chciała... Teraz przez cały tydzień nie byłam w szkole, więc miałam duuużo czasu żeby go napisać :) Dzięki za wejścia i za komentarze ;) Kochane jesteście ;**
I znowu trochę pozmieniałam wygląd bloga. Nie mogę mieć długo tego samego xD I jak się wam widzi.? :) Piszcie w komentach :*

sobota, 14 kwietnia 2012

Rozdział 7

Poniedziałek.
Tego ranka obudziłam się dość wcześnie, bo słońce dopiero wschodziło. Przetarłam zaspane oczy i popatrzyłam na zegarek. O ku*wa.! No nie 5:40. Ja pierdolę, wreszcie mogę się wyspać bo odwołali dzisiaj hiszpański ( pewnie pani Parker wzięła sobie wolne po tej akcji z jaszczurką xD ) i mamy dopiero na 9:00, no to nie, ja muszę się obudzić przed 6:00. Zajebiście.! Długo przewracałam się z boku na bok próbując zasnąć, jednak bezskutecznie. Zrezygnowana pościeliłam łóżko i podreptałam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą i zwlekłam się na dół. Rodzinka kimała w najlepsze, więc nie miałam sumienia ich budzić. W lodówce było pełno żarcia, ale nic nie nadawało się do zjedzenia, więc wzięłam mleko i zaczęłam gotować owsiankę. Nie szło mi to zbytnio, niestety gotowanie to nie jest moja mocna strona. Zawsze Elizabeth gotuje, no ale teraz śpi, więc sama spróbuję. Jak to się mówi "Potrzeba matką wynalazków". Kiedy moje śniadanko bulgotało w ganku, ja włączyłam po cichu radio. Najpierw leciała jakaś lista przebojów, czy coś podobnego. Ja przelałam owsiankopodobną breję do miski i zaczęłam jeść. Koleś w radiu zaczął nadawać jak karabin maszynowy:
-Witam państwa.! Tu radio Wolverhampton. Zaczynamy wiadomości.! Japoński statek handlowy rozbił się u wybrzeży Portugalii powodując wyciek ropy do oceanu Atlantyckiego.- Praktycznie nie słuchałam gostka w radiu, bardziej interesowałam mnie owsiankowa maź. Potem puścili znowu jakąś drętwą piosenkę.
-A teraz wiadomości z show biznesu.!- poinformował gościu. Ta fajnie zaś się będą podniecać Justyśkiem Bieberkiem, albo ki chuj wie kim jeszcze. No, ale nic nie wyłączałam radia.
-Proszę państwa chodzą plotki, że Rihanna znowu spotyka się z Chrisem Brownem.- no o tym to od dawna wiedziałam, a poza tym jakoś mnie ploty nie ruszają.
-Dobrze drogie panie i panowie, teraz najnowsza wiadomość z naszego miasta. Nasi reporterzy zrobili wczoraj parę ciekawych zdjęć. Chodzi mianowicie, o wokalistę zespołu One Direction  Harry'ego Styles'a. Widziano go wczoraj wieczorem z tajemniczą dziewczyną. Jak się dowiedzieliśmy jest to Destiny Black, przyjaciółka młodego gwiazdora. Niepotwierdzone są jednak informacje, że Styles i Black są parą.- kiedy to usłyszałam wytrzeszczyłam gały i wyplułam owsiankę tak, że wylądowała na końcu stołu. No świetnie.!- pomyślałam.- Teraz to mam przesrane.! Ku*wa.!- zaklęłam pod nosem. Nawet tam nas widzieli.- byłam wkurwiona do granic możliwości. Ztarłam ze stołu moje żarcie, popędziłam do swojego pokoju i odpaliłam laptopa. Weszłam na pierwszą lepszą plotkarską stronę. Był tam artykuł i zdjęcie jak siedzieliśmy na murku, ale nic więcej, na szczęście.
Pod dołem zamieszczali komentarze. Większość była typu. "Co za wredna małpa.!", "Już w X-Factorze jej nie znosiłam", "Nienawidzę jej.!" itp. Starałam się tym nie przejmować, więc zamknęłam laptop. Ubrałam się w szare rurki, niebieską bejsbolówkę, pod to białą bluzkę z czarnym nadrukiem "Rock is my life" i niebieskie converse'y. Poszłam do łazienki i umyłam zęby. Rozczesałam moje proste, brązowe włosy i spięłam je w wysokiego kucyka, zostawiłam tylko grzywkę, która opadała mi na twarz. Włożyłam czarne kolczyki. Wyglądałam człowiekopodobnie. Kiedy byłam już gotowa wzięłam torbę, wsadziłam do niej komórkę i zeszłam na dół. Tata i Liz już tam siedzieli. Była 8:20.
-Papa ludzie, ja lecę do szkoły.!
-Pa, tylko uważaj na siebie.!
-Ok.- i wyszłam z domu. Idąc ulicą włożyłam do uszu słuchawki. Po chwili usłyszałam cudowne dźwięki "We Found Love" Rihanny. Ona bardzo pasowała do sytuacji. We found love in a hopeless place, we found love in a hopeless place.- nuciłam pod nosem. Ta piosenka bardzo pasowała do sytuacji. Potem włączyłam Bon Jovi "It's My Life". I znowu zaczęłam sobie nucić It's my life, now or never, ain't gonna live forever. Trudno tak już miałam, taki nawyk. Kiedy dotarłam do szkoły skierowałam się w stronę mojej szafki. Czułam, że ludzie się dziwnie na mnie patrzą. Starałam się ignorować ich dziwne spojrzenia. To nie było miłe, na serio. Wyjęłam z szafki podręcznik, popatrzyłam na plan lekcji. O noł.! Teraz higiena.! Niestety, ale mamy oddzielnie z chłopakami, więc nawet nie będzie z kim pogadać. Na szczęście mam w torbie bluzę Hazzy, więc będzie się na czym kimnąć. Ciekawe czy tym razem będziemy oglądać film o porodzie, dojrzewaniu czy ćwiczyć pierwszą pomoc. Nie znosiłam higieny. Była fajna do czasu, kiedy mieliśmy wszyscy razem, było zabawnie, a teraz muszę siedzieć tam sama z plastikowymi laluniami z tynkiem na gębie.  Nie wiem właściwie czemu, ale zawsze lepiej dogadywałam się z chłopakami niż z dziewczynami. Na lekcjach higieny wtedy dawali nam różne dziwne zadania domowe. Raz musiałam razem z Zayn'em wychowywać przez tydzień Louisa. Trzeba było go karmić, bawić się z nim, czytać bajki i oglądać Disney Channel, bo inaczej darł się jak niemowlak, a był w tym na serio dobry. Zayn go przewijał (na szczęście ja nie dostałam tej zacnej roboty) i nosił. Ale na szczęście dostaliśmy 6. Oł jeee.! A raz robiliśmy opatrunki i musiałam opatrzyć Liamowi głowę. Praktycznie całą głowę miał w bandażu. Harry tak zabandażował Louisa, że wyglądał ja mumia i wszystkie plastiki pouciekały z sali z kisielem w gaciach. Tamte lekcje to było coś, a nie oglądanie głupkowatych filmów, na których bez problemu można było żygnąć. Dzwonek wyrwał mnie z tych rozmyślań. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę sali nr. 48, w której odbywały się zajęcia z higieny. Zaś oglądaliśmy jakiś durny film o efektywnej nauce, czy czymś takim. Interesowało mnie to tyle co zeszłoroczny śnieg więc wyjęłam z torby mięciutką bluzę Harry'ego i się próbowałam zasnąć. Po godzinnej męce ruszyłam pod klasę nr. 39, gdzie mieliśmy fizykę. Nudna była co prawda, ale chwała bogu, że ją czaiłam. Pod salą czekało stało 5 moich kumpli. No sory, 4 moich kupli i mój chłopak. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam. Podeszłam do  nich:
-Hej ludności moja Czarnobylska.!
-Cześć kobieto Haroldowa.!- powitał mnie z wyszczerzem na gębie Lou.
-Siema marchewkowy ludziu.!- dodałam.
-Możecie się nie kłócić.?- zapytał Liam.
-Ja się z nią nie kłócę, tylko jej dokuczam.
-Zajebiście.- powiedziałam.
-Dobra ludzie spokój...
-Destiny, złość piękności szkodzi.- powiedział Louis, który miał ubaw po pachy.
-No jasne mnie to chyba już nic nie zaszkodzi.- rzuciłam ironicznie.
-Oj przestań, nie mów tak.- powiedział Harry i objął mnie ramieniem.
-Nooo dobra, nie będę, ale Lou niech mnie nie wkurza.- powiedziałam. Chyba, że chcesz poznać mój gniew.- zwróciłam się do Tomlinsona niskim tonem, a oczy miałam zciśnięte w małe szparki.- Już mi wystarczy dzisiejsza cudowna lekcja higieny.
-A o czym mieliście dzisiaj pokaz kinowy.?- zapytał Zayn.
-No pytaj się, skąd ja to mam niby wiedzieć.?
-No bo byłaś dzisiaj na higienie.
-No byłam, ale jeśli myślisz, że to oglądałam to chyba mnie nie znasz.
-Oj, Destiny znam cię ponad 16 lat i wiem, że wszystko zwisa ci koło dupy.
-Prawie wszystko.- poprawiłam go.
-Co na przykład.?- i wtedy Horanek wkroczył do akcji.
-Destiny...- powiedział.
-Noo...
-Usiądziesz ze mną na fizyce, bo ty jako jedyna ją rozumiesz. Proooszę.!- i zrobił słodkie oczka.
-Ok, ok.- i popatrzyłam na Hazzę, a on zrobił minkę zbitego psiaka.
-Ale usiądziesz ze mną na angolu.?
-Jasne.- i cmoknęłam go w policzek, żeby się nie smutał. Kiedy rozbrzmiał dzwonek podreptaliśmy do klasy. Kobieta od fizyki wlazła do klasy z 15 minutowym spóźnieniem. Razem z Niallerem zajęłam miejsce pod ścianą, Harry usiadł z Louim a Liam z Zaynem. Z podziwem patrzyłam na Horana z jaką starannością notował w zeszycie każde słowo tej karłowatej kobiety. Tłumaczyłam mu jakąś teorię oddziaływania. W końcu rozległ się dzwonek wolności. Była przerwa obiadowa, a ja najpierw poleciałam do biblioteki oddać lekturę, którą miałam oddać już 3 miesiące temu i udałam się na stołówkę. Kiedy weszłam zobaczyłam, że Lou wymachuje do mnie rękami. Jakbym nie wiedziała, gdzie mamy stałe miejsce na stołówce. Ruszyłam więc w stronę naszego stolika przy oknie.
-No to jestem.!- powiedziałam siadając na miejscu między Louisem a Harrym. 
-Gdzie cię wywiało tak nagle spod sali do fizyki.
-Musiałam wreszcie oddać "Dumę i uprzedzenie".
-"Dumę i uprzedzenie".? Przecież przerabialiśmy to gówno 3 miesiące temu.- stwierdził Zayn.
-Oj przepraszam, ale "Duma i uprzedzenie" to wspaniała książka, taka romantyczna...- dodał z oburzeniem Liam.
-Zajebista.- burknęłam.- aż żygałam tęczą.
-Nom ja też, szajs nie ma co...- powiedział Zayn z pogardą.
-Phi, wy się po prostu nie znacie, nawet nie słuchacie romantycznych piosenek.
-No z tym się zgodzę.- powiedział Hazza.
-Nom...- razem z Malikiem spuściliśmy głowy.
-Ok dobra skończmy temat.- skończył Louis.
-Popieram.- powiedział Niall.
-A tak przy okazji tematu miłości.- zaczął Zayn kreśląc palcami w powietrzu cudzysłów.- Niall jak tam ta twoja Jennifer.?
-Te... no... Bo wiesz, nie wiem jak do niej zagadać...- powiedział czerwony jak burak Horan.
-O mam pomysł może zaproś ją do naszego stolika.- pochwyciłam myśl.
-Serio.? Mogę.?
-No jasne. Idź będziemy trzymać kciuki.- dodał Harry. Po chwili do naszego stolika zawitała lekko onieśmielona niebieskooka blondynka.
-Cz- cześć.- wyjąkała.
-Hej Jennifer.- ryknęliśmy chórem.
-Jejciu to strasznie miłe, że mogę z wami usiąść.
-Nie ma sprawy.- powiedziałam.
-A właśnie Destiny, czy ty na serio chodzisz z Harrym.
-Eem... N-no tak, a skąd to wiesz.?- spytałam.
-No wiesz radio Wolverhampton.
-Gadali o tym w radiu .?!- zapytał ją Harry robiąc wielkie oczy.
-Nisetety...- powiedziałam.
-Żeby tylko w radiu.- dodała Jenn.- Gadają o tym wszystkie strony plotkarskie.
-To żeś mnie pocieszyła.- powiedział dopijając colę.
-Spoko, ja nikomu nie powiem.
-Dzięki kochana jesteś.- powiedziałam i przytuliłam ją. I wtedy usłyszeliśmy dzwonek kończący przerwę obiadową. Wstaliśmy od stolika, pożegnaliśmy się z Jennifer, a Nialler cmoknął ją w policzek. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę, dyskretnie podnosząc kciuk w górę. Podreptaliśmy na angola. Po angielskim podeszłam do mojej szafki, by wyjąc z niej ciuchy na w-f.
-Hej skarbie, co robisz.?- usłyszałam za sobą znajomy głos. Delikatnie objął mnie w talii.
-Wyciągam strój na w-f.
-Aha, spoko.- na korytarzu było zupełnie pusto, wszyscy podreptali już do szatni, bo nie chcieli dostać spóźnienia. Zamknęłam moją szafkę i odwróciłam się w stronę Harry'ego. Nasze twarze były bardzo blisko siebie, przycisnął mnie do szafki. Potem namiętnie mnie pocałował. Matko, myślałam, że odlecę. Było zajebiście tylko szkoda, że na szkolnym korytarzu, gdzie każdy mógł nas zobaczyć. Popatrzyłam mu w oczy i wyszeptałam do ucha:
-Do zobaczenia za godzinę.- pobiegłam w stronę hali sportowej, bo już była spóźniona. Na w-f-ie mieliśmy istny obóz wojskowy. Podciąganki, skoki, rzuty, wymachy itp. Matko.! Po godzinnej męce, wzięłam prysznic, przebrałam się i wyszłam z szatni. W korytarzy czekali na mnie chłopcy.
-To co panowie, do chałupy.- zpytałam.
-Najwyższy czas.- powiedział Louis i wybiegł ze szkoły. Reszta zrobiła podobnie, Harry objął mnie ramieniem i ruszyliśmy za nimi. Byliśmy w drodze do domu, kiedy Zayn oświadczył:
-Ej chłopaki dostałem esa do naszego menagera, że jutro jedziemy do Londymu nagrywać piosenkę.
-Jutro, o której.- zapytał go Hazz.
-Około 8:00 rano, więc mamy jutro taki jakby dzień wolny do szkoły. Kiedy doszliśmy do mojego domu, powiedziałam.
-Powodzenia.!
-Papa- pomachali mi na pożegnanie. Otworzyłam drzwi do mieszkania.


Następnego dnia w szkole.


Wyjęłam z szafki podręczniki do chemii, którą mieliśmy jako pierwszą. Po dzwonku weszłam do klasy. Nie było z kim siedzieć, więc zajęłam moje stałe miejsce pod ścianą. Siedziałam sama, kiedy nagle podszedł od mnie Boris. Koleś jest okropnie chudy, wysoki i pochodzi z Rosji. Nic innego nie robi tylko się uczy i nikt go nie lubi, a większość mu dokucza.
-Cz-cześć Destiny, m-mogę się dosiąść.?- zapytał niepewnie.
-No tak, jasne.- uśmiechnęłam się do niego, by dodać mu odwagi. Popatrzyłam w stronę ławki , gdzie zwykle siedział. Jego miejsce zajęli bliźniaki Watson. Są to 2 wredne, przerośnięte mięśniaki. Nieznosiłam ich. Zrobiło mi się żal Borisa, kiedy tak stał nad moją ławką.- Siadaj.!- strzeliłam mu żółwika w ramię. Uśmiechnął się, wreszcie, chyba po raz pierwszy w życiu. Po lekcji otworzyłam moją szafkę, by wyjąć rzeczy na matmę. Wypadła z niej niewielka kartka. Chwyciłam podręczniki i kartkę i weszłam do klasy. Kiedy się wypakowałam otworzyłam karteczkę, było na niej napisane.:
"Ty wredna suko.! Nienawidzę cię.! Jesteś już trupem.!"- wytrzeszczyłam oczy, po czym bezwładnie opadłam na krzesło...
---------------------------------------------------------------------------------------------


No to mamy number seven xD Nie jest zbyt udany, 
no ale nic. Przepraszam, ale coś mi się 
poprzestawiało i tak mi zaczął zciaśniać, więc nie
czyta się za dobrze. Dzięki za komenty moje drogie 
panie i za wejścia, dobijamy do tysiaka.? :)

sobota, 7 kwietnia 2012

Rozdział 6

Jejku, jak ja nienawidzę sprzątać.! No, ale jak trzeba to trzeba. A mianowicie po nocy spędzonej na niewygodnej sofie w salonie, kiedy rodzinka wreszcie zwlekła się z łóżka kopsnęłam się do swojego pokoju i położyłam się nareszcie w wygodnym, cieplutkim łóżeczku. Tej nocy prawie nie spałam więc to chyba zrozumiałe, że padałam na ryj. No więc rzuciłam kieckę gdzieś w kąt i przebrałam się w pidżamę. No i jak wstałam ok. 14:00 to ojciec zrobił mi haję, że robię wszędzie burdel no i kazał mi robić porządek w szafie. Wkurwiona podreptałam do pokoju i wywaliłam wszystko z szafy, a było tego na serio sporo. Jeansy, T-shirty, bluzki, swetry, dresy, bluzy, marynarki, torebki, czapki, arafatki, wszelkiego rodzaju buty poczynając od klapek po zimowe buciory itd., to wszystko musiałam ogarnąć. Zajęło mi to 4 godziny z kawałkiem. Kiedy wreszcie uporałam się z tą kupą ciuchów i zameldowałam ojcu, że mam porządek poszłam do pokoju, żeby pograć na gitarze. Zawsze tak wyładowywałam energię, okazywałam emocje. A ponieważ byłam wkurzona, że ojciec marnuje mój weekend i każe mi ogarniać syf więc zagrałam sobie Nirvanę "Smells Like Teen Spirit". Darłam się jak oszalała, no bo w końcu trzeba mieć niezły głos do tego refrenu xD Śpiewałam to w X-Factorze, i widać jak skończyła się moja kariera. Ludziska w tych czasach nie potrafią docenić dobrego rocka. No, ale nic ich strata. Zawsze ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, że słucham innej muzy. Plastiki ze szkoły mi dokuczały bo całej mp4 nie miałam zawalonej piosenkami Justysia Bieberka. Zawsze miałam, mam i będę mieć z tyłu co ludzie o mnie myślą, a już szczególnie te idiotki. No nic. Tak waliłam w struny gitary, że aż mnie palce bolały. I wtedy brutalnie mi przerwano, a mianowicie przyszedł SMS. Otworzyłam skrzynkę w komórce.


*od Harry*
Dasz się wyciągnąć na spacer.??? ;)


Szczerze to się zdziwiłam, ale odpisałam.


*do Harry*
Spoko, ale gdzie mnie zabierasz.? :)


Kilka minut później dostałam odpowiedź.


*od Harry*
NIESPODZIANKA.! :) Za 10 minut będę u ciebie ;D


Tssa, świetnie, ale czy on nie pojmie, że ja nie mam pojęcia w co się ubrać. No bo jak pójdziemy do centrum handlowego to nie ubiorę dresu, ale jak skoczymy do lasu to nie włożę szpilek i kiecki, no nie.? Zdecydowałam, że włożę białą koszulkę z brytyjską flagą, czarne rurki i czerwone coverse'y. Byłam gotowa. Zeszłam na dół.
-A gdzie się to wybierasz moja panno.?- zapytał ojciec.
-Te no... Bo ja ten... No idę... idę...- i wtedy Harry uratował mi tyłek wchodząc do mieszkania.- Idę z Harrym na taką jakby...
-Taką małą wycieczkę krajoznawczą.- dokończył.- I obiecuję panu, że za niedługo pana córka będzie z powrotem.
-No idźcie już i nic nie zmaluj moja droga.- powiedział rzucając mi wzrok zabójcy. No ku*wa zaś mi wiochę zrobił... Strzeliłam faceplama.
-Ej no spokojnie.
-Sory za niego, wiesz jaki jest...
-Wiem jest nadopiekuńczy, ale powinnaś go zrozumieć, w wypadku stracił żonę i nie chce żeby tobie też coś się stało. On się naprawdę martwi.
-Może i masz rację.- Hazz chyba na serio miał rację, tata się najzwyczajniej w świecie się o mnie martwi, a nie próbuje mi na każdym kroku dokuczyć jak myślałam jeszcze trzy minuty temu. 
-To gdzie idziemy.???- zapytałam.
-No jak już mówiłem to niespodzianka, więc nie mogę ci powiedzieć.
-No ale nie chcę wyjść na debila, bo nie wiedziałam jak się ubrać.
-Oj tam, oj tam, jak dla mnie we wszystkim wyglądasz ślicznie.- uśmiechnął się łobuzersko, a ja czułam, że nabieram rumieńców. Chyba na serio wpadłam po uszy. Nigdy nie brakowało mi towarzystwa chłopaków, bo znałam ich od kiedy pamiętam, ale brakowało tego właśnie uczucia, tych motyli w brzuchu, gdy tylko z nim rozmawiałam. Ach... bajka. Kurde Destiny weź zejdź na ziemię.! Mądra jestem sama ze sobą gadam xD. Niedaleko domu Louisa skręciliśmy w jakąś dróżkę, z tego co widziałam dawno nie używaną. Było tam pełno krzaków, liści itd. Kiedy przedarliśmy się przez tą dżunglę, Harry zasłonił mi swoimi dłońmi oczy.
-Gdzie mnie prowadzisz.???- zapytałam lekko zdezorientowana. 
-Spokojnie nie porwę cię, nie zgwałcę, ani nie zabiję i nie pochowam cię w tych krzakach. Chcę ci tylko coś pokazać.- powiedział lekko rozbawiony. Ta bardzo śmieszne. Wiem, że raczej nie jest do tego zdolny, ale kto wie.
-I ta dam.! Jesteśmy.!- otworzyłam oczy i zobaczyłam niewysoki, kamienny murek. Przypomniałam sobie wreszcie gdzie jesteśmy i że na serio nie ma się czego bać.
-I co, pamiętasz.?- zapytał.
-No jasne jak bym mogła nie pamiętać. To była nasza  tajna baza. Zanim powycinali tu drzewa przesiadywaliśmy tutaj całe lato. Mimo, że to było ponad 8 lat temu to pamiętam to doskonale.
-Ja też.- dodał siadając na murku, zrobiłam to samo. Był piękny zachód słońca. Z tąd mogliśmy podziwiać panoramę naszego ukochanego Wolverhampton. 
-Pamiętam jak Nialler w tych krzakach składował sobie kiełbasę, a jak przychodził na następny dzień rano to już niczego nie było, bo wszystko zjadły  bezdomne koty, albo było na nich stado mrówek.- powiedział Harry i wybuchnęliśmy takim śmiechem, że chyba w centrum miasta nas słyszeli.
-Dzięki, że tu przyszliśmy, wracają miłe wspomnienia.
-Właściwie jesteśmy tu bo chciałem ci coś powiedzieć no wiesz tak z dala od wszystkich, tylko ty i ja.- patrzyliśmy sobie prosto w oczy.- No bo długo myślałem o tym całym pocałunku i w ogóle. Od dawna chciałem ci to wyznać, ale nie miałem odwagi, nie wiedziałem jak... Ale teraz zdecydowałem, że ci to powiem... Destiny...- powiedział trochę ciszej.- kocham cię... Strasznie mi się podobasz naprawdę... 
-Harry, ja też chcę ci coś powiedzieć... Zawsze byłeś moim przyjacielem, ale od wczorajszego wieczora coś się zmieniło... To już chyba nie jest przyjaźń, to coś więcej...- boże nie wierzę, że mu to powiedziałam, ale jeśli on zaczął to musiałam.
-Naprawdę.?- zapytał. Zauważyłam taki radosny błysk w jego zielonych paczydełkach.
-Naprawdę.- powiedziałam, czując, że znowu się rumienię. Patrzyłam w jego wielkie oczy, a on w moje. Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie. Nasze twarze zaczęły się do siebie przybliżać, aż w końcu usta zetknęły się w pocałunku. Zaczęło się robić ciemno.
-Zaczyna się zciemniać, może już chodźmy.- powiedziałam.
-Dobra, nie chcę żeby twój tata mi wydrapał oczy.- a ja wstałam z murku i ruszyłam w stronę krzaków.
-Destiny, zaczekaj...- odwróciłam się na pięcie i podeszłam do Harry'ego stając obok murku.
-Co jest.?- zapytałam. Nie wiem co mu było, ale wyglądał na lekko skrępowanego.
-Mam pytanie...
-No weź nie owijaj w bawełnę tylko mów.
-No bo chciałem cię zapytać czy zostaniesz moją dziewczyną.- no wreszcie to z siebie wydusił. Nic nie odpowiedziałam tylko dałam mu buziaka.
-To znaczyło, że się zgadzasz.?- zapytał z bananem na gębie.
-Domyśl się.- a on objął mnie w talii i pocałował. Byłam szczęśliwa i mówię to najzupełniej otwarcie. 
-Harry, chodźmy już bo robi się zimno.- powiedziałam.
-Ok.- i dał mi swoją bluzę. Jaki on jest kochany. Kiedy przedarliśmy się przez gąszcz tych durnych krzaków, Harry chwycił moją dłoń. Szliśmy tak przedmieściami Wolverhampton trzymając się za ręce, aż pod mój dom.
-Pa kochanie.- powiedział i dał mi całusa na pożegnanie.
-Pa.- pomachałam mu.
-Do jutra.!- ta najchętniej to bym nie poszła do szkoły, ale nie chcę żeby drugi raz w tym miesiącu zawiesili mnie w prawach ucznia. Więc wagary odpadają, a ojciec nie uwierzy w "chorobę".
-Jestem.!- wrzasnęłam, kiedy weszłam do domu.
-No wreszcie.!
-Spoko wyluzuj jest dopiero po 21:00.
-Dopiero.??
-Dobra, wali mnie to idę na górę, jakby co to będę u siebie.- podreptałam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi, oparłam się o nie i zjechałam na podłogę. Dużo się wydarzyło w ciągu ostatnich dwóch dni. Wczoraj poszłam na bal maturalny z moim kumplem, potem on mnie pocałował i się w nim zabujałam, a dzisiaj okazało, że miał świra na moim punkcie od 6 roku życia i poprosił mnie o chodzenie. To był jak do tej pory chyba najlepszy weekend w moim życiu. Ogarnęłam myśli, spakowałam na jutro torbę, włożyłam do niej bluzę Harolda, bo zapomniałam mu jej oddać po domem . Potem włączyłam na mp4 jakąś piosenkę Guns'N Roses o ile się nie mylę. Siedziałam na parapecie, wpatrując się w granatowe niebo kiedy ktoś zapukał do drzwi w moim pokoju. Wyłączyłam mp4.
-Hej, mogę na chwilę.?- zobaczyłam w drzwiach ojca.
-N-no tak, jasne.- dodałam siadając na łóżku.- coś się stało.?
-Musimy pogadać, Destiny.- o chuj!, ciekawe co zaś zrobiłam.
-Ale tato już o tym gadaliśmy, to na serio nie ja wrzuciłam pani Parker jaszczurkę do torebki na hiszpańskim.- broniłam się.
-Nie, nie chodzi o tą głupią jaszczurkę.
-To o co.?- no to teraz mnie pogrzebał, nie wiedziałam o co biega.
-Widziałem jak ty i Harry całowaliście się, jak odprowadził cię do domu.- wytrzeszczyłam na niego gały.
-PODGLĄDAŁEŚ.?! 
-Po prosu patrzyłem przez okno w kuchni, czy nie wracacie.
-Jezu, czy ja na serio we własnym domu nie mogę mieć choć trochę prywatności.!
-Właściwie to przed domem...
-Nie zmieniaj tematu.!- ryknęłam. Byłam na maksa wkurwiona.
-Destiny, czy wy...
-Tak, tak jesteśmy razem. Szczęśliwy.!?
-Ja się po prostu o ciebie martwię, skarbie. Nie chcę, żebyś znowu płakała przez chłopaka.
-Spokojnie tato, drugi raz nie popełnię tego samego błędu.
-No, ale wiesz jestem twoim ojcem i jestem za ciebie odpowiedzialny.
-Tato, do jasnej ciasnej, za miesiąc kończę 17 lat, za rok z kawałkiem będę dorosła, pójdę na studia do Londynu, wyprowadzę się z domu, zrozum...
-Ja po prostu nie chcę, żebyś była nieszczęśliwa.
-Ale, ja jestem szczęśliwa.- wytłumaczyłam.
-No dobrze, wierzę. Ale gdyby on cię skrzywdził to wiesz...- jejciu przecież Harry mnie nie zamorduje, no nie. Wiem, że się o mnie troszczy więc przytuliłam go mocno i powiedziałam:
-Tato, nie martw się. Jeśli coś się stanie będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie.- no może szóstą xD Ale nie chciałam mu tego mówić, bo przegadałby całą noc.
-Ja wiem, że niezbyt podoba ci się to, że Elizabeth z nami mieszka, wię nie będę się ciebie czepiać.
-Tato, ja naprawdę lubię Liz. Ona jest bardzo miła. Na początku, kiedy nie znałam jej dobrze rzadko rozmawiałyśmy, ale teraz się z nią zaprzyjaźniłam okazało się, że jest bardzo fajna.- powiedziałam.
-Cieszę się. Wiem, że ona nie zastąpi ci mamy, ale...
-Ale, chcesz być szczęśliwy. Rozumiem to, nie musisz się tłumaczyć.- dodałam. Chciałam mu pokazać, że nie wtrącam się w jego sprawy, mając nadzieję, że on nie będzie się wtrącać w moje.
-To ja idę. Jutro musisz iść do szkoły, więc wyśpij się. Dobranoc.- i uśmiechnął się.
-Dobranoc.- odwzajemniłam uśmiech. Kiedy opuścił mój pokój looknęłam na zegarek. Było po 22:00. Wzięłam więc pidżamę i poszłam pod prysznic. Umyłam włosy, wysuszyłam je i odziałam się w pidżamkę. Tata i Lizy siedzieli już w sypialni i oglądali jakąś komedię, bo ryli się jak stado baranów. Ja zeszłam na dół, napiłam się zimnego mleka i poszłam na górę. Umyłam zęby i poszłam do pokoju. Walnęłam się do łóżka i ustawiłam na jutro budzik. Było grubo po północy, jednak nie chciało mi się spać. Włączyłam mp4. Leżałam tak chyba blisko godzinę, aż wreszcie zmożył mnie sen...
---------------------------------------------------------------------------------------------
Hej moje kochane.! :) Pisałam ten rozdział ponad tydzień, ale i tak jest do dupy ;( No niestety nie wychodzą mi romantyczne teksty :( Przykro mi :( Dzięki wielkie za wejścia i za komentarze :D