One Direction

One Direction
One Direction story...

czwartek, 29 marca 2012

Rozdział 5

Odstawiony na całego zaparkowałem moje kochane czarne Lamborgini pod domem Destiny. Podszedłem do drzwi. Byłem strasznie zdenerwowany. Dawno się tak nie czułem. Podczas występów w X-Factorze było podobnie. Ogarnij się Harry.!- pomyślałem.-Nie rób wiochy.! Jesteś Harry Edward Milward Styles, zapomniałeś.?! Weź się w garść.! Zrobiłem głęboki wdech, i nacisnąłem dzwonek do drzwi. Po chwili w drzwiach stanął pan Black. 
-Dobry wieczór.- wystękałem próbując opanować emocje.- Jest Destiny.???
-Destiny.!!!!- wrzasnął.- Harry przyszedł.!- po czym ulotnił się do salonu. Stałem w przedpokoju z czerwoną różą w ręce. Słyszałem dźwięk obcasów odbijający się od drewnianych schodów. Serce mi waliło jak oszalałe. Stanęła na przeciwko mnie. Bosko wyglądała.
-Wow.! Pięknie wyglądasz.-uśmiechnąłem się w jej stronę.
-Dzięki. Muszę częściej brać ze sobą Louisa i Zayn'a na zakupy...
-No jak widzę nieźle się postarali.- byłem bardzo ciekawy jak ona wytrzyma w tych szpilach. Nie była zbyt wysoka, a teraz była mojego wzrostu.
-Proszę.- podałem jej różę, która doskonale komponowała się z jej kreacją. Podkreślała jej krwistoczerwone usta oraz sukienkę. Teraz nie przypominała tej kochającej rock i heavy-metal Destiny. Teraz bardziej przypominała mi dziewczynkę z którą jako kilkuletni dzieciak budowałem w piaskownicy fortecę dla dżdżownic, które Nialler wykopywał na grządce. To były chyba najlepsze czasy w moim życiu. Takie beztroskie, potem rozwód rodziców i wszystko się zawaliło. Destiny straciła mamę. Ona już wtedy mi się podobała, a teraz wyglądała jak anioł... Kurde Harry, co ty odwalasz.???!- myślałem.- Nie masz zielonego pojęcia co to jest epitet, a walisz porównaniami. Nie no geniusz po prostu, Brawo dla Harry'ego.! Weźcie mi Nobla dajcie.! A z resztą, zakochany jestem to chyba mam prawo. Bo kiedy będę się wydurniać jak nie teraz. Dobra wracając do rzeczy.
-To co idziemy.???- zapytałem.
-Jasne.- uśmiechnęła się. Wyglądała jak dziewczyna, ale tak bardzo w jej stylu, więc widziałem, że czuje się pewnie w tym co ma na sobie.- Tato, Lizy, my idziemy.!
-Zaraz, zaraz.! Jeszcze fotka na pamiątkę.!- nie no jej rodzina mnie rozwala. Lubię Black'ów, ale czasami są na serio dziwni.
-Tatooo.! Wiesz, że ja zawsze głupio wychodzę na zdjęciach.!- i wygięła usta w podkówkę.
-Oj nie będzie tak źle.- powiedziałem.
-No widzisz przynajmniej jeden mądry, a teraz czizzz.!- i cyknął kilka zdjęć. Najpierw zrobiliśmy w miarę normalną minę, no żeby nie było że nie umiemy zachować powagi, potem strzeliliśmy cziza stulecia, a później jakąś durną minę i zaczęliśmy się ryć sami z siebie. Destiny pociągnęła mnie za rękę w stronę drzwi, wiedziałem, że jak najszybciej chce opuścić swój dom.
-Dobra, idziemy, nie będę rozmawiać z obcymi, kocham was, papa.!
-I bawcie się dobrze.-dodała Elizabeth kiedy już wyszliśmy z domu. Otworzyłem samochód. Kiedy już siedzieliśmy w moim kochanym autku zapytałem:
-To co, jedziemy.???
-Jak najbardziej.- i uśmiechnęła się. Strasznie lubiłem jak się tak uśmiechała, to dodawało jej uroku. Chwile później nieco przyciszonym głosem dodała:
-Harry... Ja przepraszam za nich, oni tak zawsze.- powiedziała nieśmiało, przygryzła wargę. Lubię nieśmiałe dziewczyny, są słodkie, a nie takie wredne twardzielki udające facetów.
-Spokojnie, moja rodzina też jest nieźle pokręcona.
-No tak pamiętam bal przebierańców w przedszkolu.- i na tą myśl zaczęliśmy się śmiać jak debile. Kiedy dojechaliśmy wreszcie pod szkołę nie było gdzie zaparkować. W końcu po długich poszukiwaniach miejsca parkingowego udało nam się wcisnąć między furę Liama, a auto Zayn'a. Kiedy zbliżyliśmy się do naszej drogiej placówki oświatowej słyszeliśmy głośną muzykę. Zapewne DJ Malik dawał czadu. Otworzyłem drzwi.


* z perspektywy Destiny*

Ten bal był extra.! Zayn się postarał i na serio był dobry w roli DJ. Leciała właśnie "Danza Kuduro", a ja nie wyrabiałam w tych szpilkach. Myślałam, że mi nogi z dupy zaraz wypadną. Dobra zeszliśmy na chwilę z parkietu i usiedliśmy koło mini barku. Zamówiliśmy colę z lodem, niestety długo nie odpoczęłam bo za chwilę przydreptał Zayn i chciał, żebym z nim zatańczyła i zrobił słodkie oczka.
-Ale chyba jesteś DJ no nie.???- zapytałam.
-Louis mnie ubłagał, żebym mu pozwolił na chwilę pokręcić płytami. No chodź, proooooszę.!
-Nogi mnie bolą.!
-Nie rób mi tego.! 
-No niech ci będzie, ale na krótko i przez następne pół godziny nie ruszam dupska z tego krzesła.! Za chwilę wrócę.-zwróciłam się do Hazzy.
-Ale przyjdziesz nie.??
-Jasne.- i dałam mu buziaka w policzek. Nie chciałam żeby był smutny. Weszliśmy na parkiet. Louis puszczał jakieś badziewie, ale Niall zaczął się wydzierać na niego, żeby puścił coś przyzwoitego, a nie Top Hits Przedszkole 2011. Wkońcu stanęło na "Marry The Night" Lady GaGi. Wszystkie ludziska zaczęły świrować, a najbardziej Niall z tą Jennifer. Ona chyba była fanką Gagi. No cóż ja lubię Nirvanę, ona GaGę i jest git ;) Po skończonej wariacji przy tej piosence podszedł do mnie Hazza, który najwyraźniej odzyskał już stopy i zaczął lecieć jakiś wolny kawałek. Zkapnęłam się, że to "Nothing Else Matters" Metallici. Nie no zabiję Zayna, ale może nie teraz, bo teraz tańczyłam wtulona w Harry'ego. Było fajnie. Objęłam go za szyję, a on chwycił mnie w talii. Czułam jego ciepełko... Me Gusta xD. Pachniał Playboyem z tego co kojarzyłam. Mój ojczuś też się tym pryskał, z tąd wiem. Tyle, że ojciec wylewał to na siebie litrami. Kątem oka widziałam tylko dwie rzeczy, a mianowicie Nialla i Jennifer, którzy tańczyli wtuleni w siebie nie widząc poza sobą świata, słodko wyglądali ^^ Oraz moje kochane plastiki z gładzią tynkową na gębie podpierające ściany i z zazdrości obgryzające paznokcie. Bezcenny widok.!  Zdecydowałam, że jednak nie zabiję Zayna, bo tą Metallicą mnie przebłagał xD. Kiedy piosenka dobiegła końca Zayn wziął mikrofon i wykrzyczał do niego:
-Dobra ludziska, sory, że wam przerwałem, wiem sam żałuję bo tak fajnie się na was patrzy jak nie wyrabiacie w tych obcasach...- i wszystkie dziewczyny na sali, w tym ja zrobiłyśmy minę ARE YOU FUCKING KIDDING ME.??? -Ok, do rzeczy, teraz puszczę piosenkę, którą dedykuję moim przyjaciołom.!- i włączył "What Makes You Beautiful". Dobra teraz bawiliśmy się w siedmioosobowej grupce i było super. Nie znałam zbyt Jennifer, ale sprawiała wrażenie naprawdę miłej. Dzięki niej Nialler był szczęśliwy, bo od kiedy półtora roku temu zerwał z dziewczyną często chodził smutny. Ładna dość niska blondynka, z burzą loków na głowie rozświetliła jego dość monotonny, bo zkładający się z jedzenia i grania na konsoli świat. Aż fajnie było popatrzeć. Kiedy było już grubo po północy chłopaki parę razy zmienili się przy miksowaniu, nawet Harry spróbował i nieźle mu szło. Przez ten czas tańczyłam jeszcze z Louisem, Liamem i Niallem, a Harry z Jennifer. Nogi mi na serio odpadały, byłam ledwo żywa, a mimo to bawiłam się nadal. Zeszłam na chwilę i siadłam na krześle. Harry dołączył.
-Coś się stało.??-zapytał.
-Nie nic, ale nie żyję ze zmęczenia.
-No to może pojedziemy do domu.???
-Ok, a która jest godzina.?
-Po pierwszej.
-Serio.? Myślałam, że jest wcześniej.
-Przy dobrej zabawie czas płynie szybciej.- stwierdził.
-Tak to prawda, szczególnie jak się ma takich zajebistych przyjaciół.- uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech.
-To co zbieramy klamoty i idziemy do auta.?
-Spoko, ale nie wiem czy dodreptam.
-Mogę cię zanieść jak chcesz.-zaproponował.
-Spróbuję dojść sama, jakby co to mnie złapiesz.
-Ok.- i wyszliśmy ze szkoły w kierunku samochodu Hazzy. Kiedy ruszyliśmy w kierunku chałupy, Harry mnie zapytał:
-Destiny...
-Noo...
-Jak się bawiłaś.??
-Świetnie, dawno nie było tak fajnie. A ty.???
-Ale co ja.??
-No jak ci się podobało.?
-Aaa... Było extra. No to jesteśmy.- powiedział parkując pod moim domem. Wyszliśmy z auta, i zatrzymaliśmy tuż pod moimi drzwiami.
-Dzięki za super wieczór.- powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Już miałam zamiar otworzyć drzwi gdy nagle Harry przyciągnął mnie go siebie. Nie oparłam się. Patrzyłam prosto w jego wielkie, zielone oczy. Tonęłam w nich. Był pomiędzy nami jakiś magnetyzm, coś co trzymało nas blisko siebie. Nie wiem ile to trwało, ale w pewnym momencie wpił się w moje usta. Zrobiłam to samo, nie potrafiłam się oprzeć. Kiedy wreszcie się od siebie odkleiliśmy weszłam do mieszkania. Było ciemno, pewnie rodzinka chrapała w najlepsze. Zdjęłam szpilki, żeby nie obudził ich stukot obcasów. Nie chcąc wchodzić na górę, budzić ich a potem odpowiadać na masę durnowatych pytań stwierdziłam, że najbezpieczniej będzie kimnąć się w salonie na kanapie. Nawet się nie przebrała, tylko walnęłam zwłokami odzianymi w kieckę na sofę. Nie mogłam spać, długo myślałam nad tym co zdarzyło się przeciągu tych kilku godzin, a konkretnie o tym co stało się 15 minut temu przed moimi drzwiami. Mówiąc szczerze podobało mi się. Ku*wa Destiny nie pierdol, nie mogło tak być. Ale taka była prawda. O matko.! Ja się chyba zakochałam w Harrym. Zakochałam się w kolesiu, w którym bujają się miliony dziewczyn na całym świecie. No to się wkopałam nie ma co...


* z perspektywy Harry'ego*

Wsiadłem do samochodu, przekręciłem kluczyk w stacyjce. Nawet nie wiedziałem za bardzo dokąd jadę. Byłem teraz zbyt rozmarzony i zbyt szczęśliwy, żeby o tym myśleć. Wow.! Kilkanaście minut temu spełniło się moje marzenie. Stało się coś o czym marzyłem od kiedy skończyłem 6 lat. Na szczęście po 5 minutach byłem już w domu. Ogarnąłem się trochę i walnąłem do mięciutkiego łóżeczka. Jednak długo nie spałem, z dużo wrażeń jak na jeden dzień...
---------------------------------------------------------------------------------------------
Trala-lala mamy 5.! No nie wiem... Ten rozdział nie jest zły, ale do świetnych nie należy. Te piosenki to tak z głowy pisałam, więc jak coś nie tak to sorki;( Dzięki wielkie za wejścia ;) Oraz Gosi za komentarze ;*** 

środa, 21 marca 2012

Rozdział 4

Sobota, tydzień później.
-Destiny.!- wołała Liz. -Pośpiesz się.!
-Już idę.!- krzyknęłam wpychając na siłę stopy do ćwiekowanych trampek.
-No chodź Jesteśmy już spóźnione.!
-Jestem.!- powiedziałam zbiegając w pośpiechu na dół.
-Michael, my jedziemy do fryzjera. Wrócimy za ok. 3 godziny. W razie czego, dzwoń.
-Dobrze skarbie, dziś ja ugotuję obiad, i obiecuję nie wysadzę w domu w powietrze.
-Będziemy się za ciebie modlić tato.- dodałam z ironią w głosie.
-Zrób ją na bóstwo i dopilnuj żeby nie przefarbowała włosów na zielono, lub nie zgoliła się na łyso.
-Ekhem.! Przepraszam wać państwo, ale jakbyście chcieli wiedzieć to tu stoję i wszystko słyszę.!
-Dobrze kochanie dopilnuję tego. Wsiadaj już do auta.- zwróciła się do mnie podając mi kluczyki.
-A mogę prowadzić.??? - zapytałam robiąc słodkie oczka.
-NIE MA MOWY.!!- ryknęli jednocześnie. - Dobrze wiesz jak się to ostatnio skończyło... Tsssa, doskonale pamiętam, choć wtedy trochę wypiłam, ale pamiętam. Takich rzeczy się nie zapomina. Całą szóstką wpakowaliśmy się do samochodu i jechaliśmy wyrywając sobie z rąk kierownicę. Efekt był taki, że wylądowaliśmy w przydrożnym rowie. Tata się wtedy nieźle wkurzył, ale go rozumiem, w końcu mama zginęła w  wypadku. Czułam się wtedy cholernie winna, że zawiodłam jego zaufanie. Podreptałam więc do samochodu i z zawiedzioną miną zajęłam miejsce obok kierowcy. Zapinając pasy zauważyłam dwie znajome postacie wybiegające z domu obok. Byli to Zayn i Louis. Po chwili zaczęli ładować się nam do auta.
-Możecie mi powiedzieć co wy tutaj robicie.???
-Jak to co.??? Jedziemy z wami.!
-Super...- I wtedy dostałam SMS od Liama.


*Od Liam*
Jaki włożyć garnitur czarny czy granatowy.???
Doradź.!


-Co pytają cię o radę, nie.?? - zapytał Zayn.
-N-no tak.
-Heh, nic dziwnego od rana siedzą w chałupie i picują się jak strusie w boże ciało.
-Serio.???
-Powaga. Liam od 3 godzin prasuje koszulę i dalej uważa, że są na niej zagniecenia. Niall ciągle szoruje zęby, bo jak wczoraj na ognisku nażarł się kiełbasy, a z resztą sama dobrze wiesz jak było....
-No pamiętam. - i otrząsnęłam się z obrzydzenia. -A co tak Niallerowi nagle zależy na świeżym oddechu.??
-Nie mówił ci.??
-No nie...
-Zaprosił na bal Jennifer z równoległej.
-Aha no to szacun.! A co robi Harry, że się tak zapytam.?
-Od 6;00 rano układa loczki.
-Aha, no comment.- i zaśmiałam się- A ty Zayn'er, idziesz z kimś.???
-Nie ja nie, ale dostałem fuchę DJ.
-Super, mam nadzieję, że puścisz parę fajnych kawałków.
-Niech cię o to już głowa nie boli. Nikt tak nie rozkręci imprezki jak DJ Malik.
-Dobrze, dobrze, a teraz proszę DJ Malika i resztę zgrai o popuszczenie mego zacnego samochodu, gdyż informuję uprzejmie, że jesteśmy u celu.- powiedziała Liz.
-Doba DJ Malik oraz wać panie Marchewka, zbierajcie dupska i jazda do fryzjera.! - pogoniłam ich. Kiedy weszliśmy do salonu fryzjerskiego Zayn wydał z siebie dziki okrzyk.
-Niech będzie pochwalony, pani Gieniu.!
-A na wieki wieków amen, Zaynuś.! Cała nasza trójka, czyli ja, Liz i Lou lampiliśmy się na nich z miną "WTF?"
-Jak widzę.-zaczęła Elizabeth- jesteś tu częstym bywalcem.
-No wie pani, taka fryzura nie zrobi się sama- odparł.- Mniejsza o to, Pani Gieniu mamy tu klientkę na stylizację fryzu.!
-No proszę Destiny ty moja kochana, jak ja cię dawno nie widziałam.! Jak się domyślam chodzi o fryzurę na bal maturalny.??
-Tak, dokładnie.
-Zatem siadaj, a ja przygotuję mazidełka itp.
-A mogę pani asystować, prooooszę.???- zapytał Zayn robiąc minkę zbitego psiaka.
-Oczywiście Zaynuś.!- i wyszczerzyła się do niego jak głupi do sera. Potem nasza kochana pani Gienia z Koła Gospodyń Wiejskich podreptała na zaplecze po te wszystkie gluty do włosów. Siedziałam na fotelu fryzjerskim gdy nagle kretyn Zayn zaczął mnie szapać za włosy.
-Tu się zepnie, tu przejedzie żelem, i gotowe.! Patrzaj jakbyś fajnie wyglądała.!- looknęłam w lustro i aż mnie zatkało.
-ZAYN.!!!!!!! Wyglądam jak jeleń, albo łoś.!
-Oj tam, oj tam.! Styles lubi faunę leśną.!- odparł Louis z trudem powstrzymując śmiech. Nie no ku*wa ja ich jeszcze kiedyś zabiję.! Potem do akcji wkroczyła pani Gienka i dopiero ona zrobiła mi na głowie coś co nazwać można był0 fryzurą. Zrobiła mi luźny kok z tyłu głowy spięty opaską. Po bokach na twarz spływały mi dwa niechluje kosmyki. Podobała mi się ta fryzura, na serio. Może ta pani Gienia zbyt normalna nie jest, ale robi fajne fryzy. Potem udaliśmy się do domu. Dzicz, która wybiegła z mojego auta udała się do swojej chałupy. Miałam 6 godzin na makijaż, mani, pedi itd. Więc ubrałam moją czerwoną kiecę, ćwiekowane szpilki i bolerko. Dobrałam biżuterię, tzn. srebrny naszyjnik, bransoletkę i srebrne kolczyki, które dostałam na 15 urodziny, od mojej kochanej dziczy zza płotu. Usta przejechałam krwistoczerwoną szminką, wytuszowałam rzęsy, powieki zrobiłam czarnym eyelinerem. Nie lubiłam używać cieni, bo będzie się ze mnie sypało ja z Dianny normalnie. Zrobiłam paznokcie czarnym lakierem, do czarnej kopertówki włożyłam telefon, portfel, itd. Policzki pociągnęłam różem i zeżarłam miętówkę, żeby mi z gęby nie jechało po tej wczorajszej kiełbasie z ogniska. Mówiąc szczerze podobała się sobie, jak rzadko kiedy. Wyglądałam dziewczęco, ale tak po mojemu. Obawiałam się tylko, że Harry odstawi się w nie wiadomo co, i będę głupio wyglądać. Lub na odwrót, że on się ubierze zwyczajnie,a ja w tej kiecy. Ni nic.  Zeszłam na dół.
-I jak wyglądam.??- zapytałam mej rodzinki obracając się wokół własnej osi.
-Słodko- zaczął tata.
-Proooszę cię tato tylko nie słodko, wiesz, że nie lubię jak się tak do mnie mówi.
-Wyglądasz świetnie- powiedziała Elizabeth.
-Dzięki, przynajmniej jedna wie jakiego się używa w dzisiejszych czasach, a jakiego się używało w średniowieczu.- do przyjścia Hazzy miałam jeszcze godzinę. Więc siadłam na łóżku i włączyłam Mp3. Słuchałam sobie Metallici, potem Nirvanny, Bon Jovi i znowu Metallici. Nie wiem dokładne, która była godzina, ale rozległ się dzwonek do drzwi...
---------------------------------------------------------------------------------------------
No moje drogie panie jest czwóreczka.! ;) W następnym opiszę przebieg balu. Planowałam to napisać w jednym, ale kilometrowy by wyszedł ten rozdział i chyba byście zasnęły, czytając te wypociny. No wiem, że nudny... ;( Przepraszam... ;(
Dziękuję mojej kochanej Gosi i Alence z a komentarze ;D Wielkie jesteście dziewczyny. I dzięki za ponad 400 wejść :) Pozmieniałam też trochę wygląd bloga. Jak się wam podoba.??? Wolałyście stary.??? Piszcie w komentarzach ;***



sobota, 17 marca 2012

Rozdział 3


Sobota rano. Kimałam sobie w najlepsze, kiedy obudził mnie dźwięk mojej komórki. Odebrałam - Louis.
-Siemka Śpiąca Królewno!
-No hej...- powiedziałam ledwo kontaktując.
-Śpisz jeszcze, nie?
-Yhy...
-No to się zbieraj bo za pół godziny będziemy u cb.!
-Jacy my.??
-No ja z Zayn'em. Hazza ci nie mówił?
-No nie, ale o czym.???
-Zabieramy cię na podbój sklepów.! Trzeba ci sprawić jakieś odzienie na bal maturalny.
-Tsssa, a kasę to pod mostem znajdę, nie..
-O kasę już się nie martw, wszystko załatwiliśmy z twoim tatą.
-Aha zajebiście, jeszcze mojego ojca wtajemniczcie do tej waszej sekty. Papa ;)
-Bye... xD
Ta zarąbiście ku*wa nie mam się w co ubrać.! Pomaszerowałam do łazienki, uczesałam się w 2 niskie kucyki, wymyłam kły, wytuszowałam rzęsy, a usta przejechałam bezbarwnym błyszczykiem. Założyłam jeansowe shorty, czarny T-shirt z napisem "I  London", czerwoną bejsbolówkę z białymi rękawami i białe converse'y. Wzięłam bejsbolówkę bo wiedziałam, że jak wejdę z nimi do sklepu to wrócimy dopiero wieczorem, a wtedy jest zimno. Zwlekłam swoje zwłoki na dół i siadając przy stole wydarłam się:
-Tatooooooo!
-Co jest?
-Czemu spiskujesz z Hazzą, Louisem i Zayn'em w sprawie mojej kicey na bal maturalny???
-O to się nie martw.
-Spoko, ale daj mi kasę.
-Masz i kup sukienkę, a nie kolejną parę jeans'ów.
-Tssa spróbuję ;) Pożerałam kanapki zrobione przez Liz, bosh! Czy ta kobieta nie wyłazi z kuchni.!? I wtedy moją chałupę napadło dwóch kretynów, a mianowicie Zayn i Lou.
-Jesteśmy.!
-Spoko, słyszę was...
-Ej no!- jęknął Zayn również odpicowany w czerwoną bejsbolówkę. - Czemu masz to samo co ja.?! - oburzył się. -Lecę się przebrać.!
-Dobra, tylko się śpiechaj.!
-Postaram się.- I wybiegł z domu.
-Siadaj Lou, to może trochę potrwać.- stwierdził tata.
-Louis, jadłeś już śniadanie.???- zapytała Elizabeth.
-Niby tak, ale jeszcze jedno nie zaszkodzi. ;)
-I to ja rozumiem.! ;) xD
-No więc królewno...- zwrócił się do mnie. -Musimy ci sprawić jakąś kieckę, szpilki i biżuterię.
-Spoko, a właśnie czemu ze mną idziecie.??
-Harry nam kazał. Ja jestem specjalistą od jego gustu, a Zayn idzie jako stylista.
-Zajebiście.- I wtedy do jadalni wpadł Malik.
-No to jestem.!
-Właśnie widzimy. Odstawił się w czarną jeansową kurtkę i szarą czapkę.
Możesz mi powiedzieć szanowny panie Malik po co co ta czapka.? - zapytał go Louis.
-Laski na to lecą.!
-Taa no chyba nie... ;/- dodałam zbierając się do wyjścia.
-Bo tylko wolne. A ty jesteś z Haroldem. Choć nie powiem, ładna jesteś.
-Mam ci przyjebać.!- i zdzieliłam go w tą jego natapirowaną fryzurkę.
-Ej.! Przez ciebie teraz...
-Dobra załóż tą czapkę i nie będzie widać.
-Zbierzecie wreszcie cztery litey czy sam mam ruszać na szopping.?! Kiedy wreszcie usadowiliśmy nasze dupska w aucie Louisa Zayn zaczął się dzreć:
-Oł jeee! Jedziemy na podbój sklepów.! Juhu.!!!
-Louis, jak się go wyłącza.?!
-Zayn, zobacz.! Czy to przypadkiem nie Megan Fox.??
-Co? Gdzie? Jak?
-Nigdzie baranie.!- wycedziłam i zaczęliśmy się z niego nabijać.
- I z czego tak ryjecie kopary.???
-Dobra wać państwo, dojechaliśmy.!!!- Oszalały Malik w biegu wyskoczył z auta.
-Hola.! Hola.! Zayn.! Bo pod auto wpadniesz, a ktoś mi musi kieckę wybrać, nie.??- zaczęłam go opiepszać jak małe dziecko. I polecieliśmy do galerii handlowej goniąc Zayn'a. Chodziliśmy od sklepu do sklepu i przymierzyłam chyba z tonę sukienek. Przymierzałam właśnie jedną z nich-taką błękitną, wyszłam z kabiny, żeby ją ocenili, a oni wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.
-I z czego się tak ryjecie jak stado baranów.??!
-Bo... haha... wyglądasz w tym... haha.. jak skrzyżowanie nimfy wodnej z hi-hippopotamem.- wykrztusił Zayn.
-Nie, ja bym powiedział, że wyglądasz w tej kiecy jak king-kong.!
-Haha bardzo śmieszne. Zamiast się ryć to znajdźcie coś lepszego.!
-Uno momento.!- powiedział Zayn i jakby z rakietą w tyłku wybiegł z przymierzalni. Po pięciu minutach wrócił ze śliczną czerwoną sukienką w ręce.
-Destiny wkładaj to.!- rozkazał.
-Dobra, dobra ja w przeciwieństwie do ciebie nie mam w dupie dynamo.!- Kiecka była super.! Nie miała ramiączek i sięgała mi do kolan. Leżała idealnie. Jak ja kocham Zayn'a.! Zabujałam się w tej kiecce.!
-I jak.??- zapytałam wychodząc z kabiny.
-Bierzemy.!- stwierdziliśmy chórem. Zapłaciliśmy i wyszliśmy ze sklepu.
-No wać panowie! Oświadczam, że kieca została zakupiona.! Teraz jeszcze musimy nabyć buty, biżuterię, kosmetyki i...
-I bolerko.!- dodał Zayn.
-Dokładnie.! Po 7 godzinach łażenia po sklepach myślałam, że nogi wypadną mi z tyłka. Ale za to kupiliśmy czarne bolerko z krótkimi rękawami, na lamówce były przyozdobione ćwiekami (bardzo w moim stylu, I<3 Rock ;), czarne szpile na koturnie tak samo ponabijane ćwiekami, srebrny naszyjnik z serduszkiem i bransoletkę. Potem kopsnęliśmy się jeszcze do Inglota po krwistoczerwoną szminkę, eyeliner, tusz do rzęs, i czarny lakier do paznokci.
-Dobra szanowni koledzy mamy wszystko.! Chodźmy do KFC.!
-Spoko- dodał Lou.- Głodny jestem...
-No to ruszcie tyłki.! ;D Kiedy już siedzieliśmy w KFC pożerając skrzydełka Zayn zapytał:
-No Destiny, masz już wszystko.! Potem tylko fryz, make-up, mani, pedi i powalisz Hazzę na kolana.!
-Będzie zachwycony.!- stwierdził Louis.- Szczena mu opadnie.!
-To dobrze- uśmiechnęłam się.- Ale wciąż się zastanawiam czemu w ogóle mnie zaprosił....
-No wiesz... Może nie powinniśmy ci tego mówić, ale podobasz mu się.- powiedział Zayn, a Lou trącił go łokciem.
-Serio.?- czułam, że się rumienię.
-Serio, bez ściemy. Uuuu widzisz Zayner, rumieni się.! ;) A on ci się podoba.??-zapytał Lou.
-No wiesz... Zawsze uważałam go za niezłe ciacho i znam go od urodzenia, jest dla mnie jak brat. Cała wasza piątka jest dla mnie jak rodzeństwo, znamy się od kołyski, chodziliśmy do tej samej szkoły, nawet zgłosiliśmy się do tego samego programu rozrywkowego. Jesteśmy jakby rodziną. Kocham was...
-Destiny, siostro my tez cię kochamy. Przytulmy się bo się poryczę.- uścisnęłam Louisa i Zayna, potem dokończyliśmy jeść skrzydełka i poczłapaliśmy na parking do samochodu. Do domu dotarłam o 20;30. Byłam nieżywa. W salonie siedzieli tata i Liz, oglądali Noting Hill i ryli się przy tym jak nienormalni.
-O wreszcie jesteś.! Jak się udały zakupy.??
-Fajnie było, kupiłam wszystko. A teraz przepraszam, ale padam na ryj, więc idę się wykąpać i uderzyć w kimono. I spokojnie nie kupiłam jeansów.
-No ja myślę. Dobrej nocki..
-Nawzajem.- I udałam się na górę...

---------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wyszedł, wiem... ;( Ostatnio brakuje mi weny. Przepraszam, że dopiero teraz, ale miałam 3 spr. + kartkówka, więc sami rozumiecie...
Dziękuję za wejścia, jest grubo ponad 300 ^^
I dzięki mojej kochanej Gosi ;)

wtorek, 6 marca 2012

Rozdział 2

*Oczami Harry'ego*
*Tydzień później

Wróciliśmy do szkoły. Trudno było się znowu przestawić na codzienne obowiązki zwykłego ucznia. Nie obyło się także bez ataku naszych plastikowych fanek. Kocham naszych fanów, ale te klejące się do nas wytapetowane Barbie były nie do zniesienia. Była przerwa obiadowa po fizyce. Cała nasza 6-stka zwarta i gotowa ruszyła na stołówkę. Kiedy wcinaliśmy frytki Zayn zaczął gadkę-szmatkę.
-No ludzie bal maturalny się zbliża. Ku*wa! Musiał zacząć tą dyskusję. Nie mam z kim iść i chciałem zaprosić Destiny, ale jakoś nie mam odwagi. Boję się ona się nie zgodzi i wyjdę na idiotę.
-To z kim idziecie?- zapytał Malik dziwnie na mnie patrząc.
-Lou z kim idziesz?- zaczął od Louisa.
-Z Liamem.-stwierdził-Ja jestem z Eleanor, a Liam z Danielle więc pójdziemy sami w dwójkę.
-Harry zaprosiłeś już kogoś- spytał Lou trącając mnie łokciem.
-Yyy... Ja no...  Nie...- wydukałem. Wiedziałem o co im chodzi, ale tutaj jej nie zaproszę, nie przy nich.
-A ty Destiny, idziesz z kimś?- zapytał Nialler z pełną gębą. Modliłem się żeby nie była już zajęta.
-Eee... No właściwie to nie. Uff, odetchnąłem z ulgą. Po chwili rozległ się dzwonek na lekcje i podreptaliśmy na biologię. Przynajmniej sobie pośpimy z Louisem xD Po biologii Destiny wyjmowała z szafki strój na W-F. Teraz miałem okazję, byliśmy sami, a chłopaków naszczęście nie widać. Strasznie się denerwowałem, ale w końcu raz się żyje, nie? Podszedłem do niej i przywitałem się.
-Hej Destiny!- czułem, że głos mi się trzęsie.
-Siemka Harry!
-Wiesz, tak pomyślałem... Bo zbliża się bal... I tak pomyślałem, że... No jak z nikim nie idziesz to może...
-Chcesz żebym z tobą poszła, prawda? Na szczęście skapnęła się o co chodzi i oszczędziła mi dalszego ciągu robienia z siebie idioty.
-N-no tak. To jak pójdziesz ze mną?- zapytałem z nadzieją w głosie.
-Oczywiście.- uśmiechnęła się pocałowała mnie w policzek. - To widzimy się na lekcji gitary. Muszę pędzić na W-F bo mi wlepią spóźnienie.- i popędziła na salę gimnastyczną. Dotknąłem się w policzek, żeby sprawdzić czy nie śnię, a kiedy się trochę oddaliła zacząłem tańczyć ze szczęścia na szkolnym korytarzu, a kucharka ze stołówki patrzyła na mnie jakbym się od czubów urwał. Wreszcie zdecydowałem się pójść na W-F bo już i tak byłem spóźniony. Kiedy wparowałem do szatni chłopaki  nawalali się z nowych butów Nialla, które były w oczojebnym pomarańczowym kolorze. Kiedy ich zobaczyłem zacząłem się drzeć na całą szatnię.
-Zaprosiłem ją! Zaprosiłem ją, a ona się zgodziła! 
-Kogo? Destiny?- zapytał zdezorientowany.
-Nie wiesz, Hannah Montanę. Oczywiście, że Destiny.!
-No to gratulejszyns stary, wreszcie ci się udało!- szurchnął mnie łokciem Liam. Przebrałem się w ciuchy i ruszyliśmy na salę.


*Oczami Destiny*
Okazało się, że mamy W-F razem z chłopakami bo nasza W-Fistka się rozchorowała. W-Fista od facetów stwierdził, że zrobimy mieszane drużyny i zagramy w nogę. Miałam niezły zaciesz w przeciwieństwie do innych dziewczyn. Gościu wybrał dwóch kapitanów czyli Zayn'a i Diannę (największy plastik w szkole). Na szczęście trafiłam do drużyny Zayn'a razem z Hazzą, Liamem, Tiffany, Louisem, Niallerem, Justinem, Jenną i Alex. Mieliśmy spoko drużynę. Zero plastiku. Oł jeee! Justin stał na bramce, Hazza, Zayn, Nialler i ja na ataku, a Liam, Lou i dziewczyny na obronie. Wreszcie zaczął się mecz. Najpierw Max z drużyny plastików strzelił gola, ale po chwili Zayn wyrównał i było 1:1. Długo nie było żadnych bramek. Wkońcu przejęliśmy piłkę. Podali do Nialla, on do Harry'ego, Harold do mnie, a ja wbiłam piłkę główką wprost do bramki. Jupi!!!!!!! Zaczęliśmy się drzeć jak stado baranów. Mecz się skończył, W-Fista zlazł z boiska, a nasza drużyna jeszcze stała na sali i dostawała zacieszu. Potem kiedy została tylko nasza 6 Liam zapytał:
-Destiny, czy ty na serio idziesz z Harry'm na ten bal czy on tylko zciemniał?
-Tym razem nie zciemniał.-A Harry miał mega banana na gębie.
-Niall, Harry widzimy się na lekcji gitary. Pożegnałam się z nimi i ruszyłam do szatni. Otworzyłam szafkę, wyjęłam z niej torbę i otworzyłam ją. Zdziwiłam się lekko kiedy z mojej torby wylazła całkiem spora tarantula. Wszystkie plastiki zaczęły piszczeć, a ja wzięłam ją do rąk i podeszłam do Dianny i powiedziałam
-Dzięki Dianna! To takie miłe, że podarowałaś mi tarantulę. Skąd wiesziałaś, że lubię pająki???- zapytałam z sarkazmem z głosie. Dianna równie wściekłą jak i przestraszona zaczęła się drzeć:
-A żeby cię... A żeby cię pokręciło!!! Nikt mi nie zabierze mojego Harolda!- i wściekła wybiegła z szatni trzaskając drzwiami. A więc musiała podsłuchać rozmowę i dlatego podłożyła pająki. Byłam zła, ale lubiłam pająki więc teraz mam zwierzaka ;) Wzięłam moją gitarę elektryczną i podreptałam na zajęcia z gitary. Lubiłam je, ale dziś wyjątkowo niemiłosiernie mi się dłużyły, więc kiedy zadzwonił dzwonek od razu poprawił mi się humor. Kiedy razem z Hazzą i Niallerem wracaliśmy z buta do domu Horan nagle zapytał:
-Macie coś do żarcia?
-Moją śniadanówkę zeżarłeś na biologii. - Stwierdził Harry.
-No ja zobaczę.- I wyjęłam pudełko ze śniadanie zupełnie zapominając, że włożyłam tam tarantulę. Kiedy zobaczyli pająka przeżyli lekki szok, a Blondas obraził się, że zamiast dać mu kanapkę pozwoliłam ją zjeść pająkowi.
-Z kąd ty wytrzasnęłaś tarantulę???- zapytał lekko przerażony Hazza.
-Nasze kochane plastikowe kumpele mi go dały. Były zazdrosne i chciały mi zrobić koło pióra, ale nie sądziły, że lubię pająki. No to teraz mam zwierzaka- powiedziałam dumnie się szczerząc. Kiedy przyszłam do domu wszyscy już byli.
-Wróciłam!
-O dobrze, że już jesteś bo zaraz będzie obiad- dodała Liz wychylając głowę z kuchni. Więc prędziutko umyłam ręce odstawiłam gitarę oraz torbę i siadłam przy stole. Kiedy zajęliśmy się konsumpcją kurczaka, tatuś się odezwał:
-No Destiny bal maturalny się zbliża.- powiedział waląc mnie swoim szanownym łokciem. Co im wszystkim odwaliło z tym balem??
-Acha...
-Idziesz z kimś??? Jakiś młodzieniec cię już zaprosił???- rozbrajała mnie ta gadka ale cóż rodziny się nie wybiera.
-Nom...
-Z kim???- Ku*wa! Czy on nie wie że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
-Z Harry'm...
-Stylesem?
-Nie ku*wa, z Potterem.
-Acha!
-Dora ludzie nie wiem jak wy ale ja się udaję na górę robić zadanie.- Oczywiście nie chciało mi się uczyć, ale musiałam gdzieś ulokować moją tarantulę.
---------------------------------------------------------------------------------------------
No ludziska moje drogie.! Mamy 2 rozdział. Sory, że długo nie dodawałam postów ale musiałam jakąś drętwą lekturę czytać. ;( No jak wam się podoba.??? ;) Kocham was za komenty i wejścia ^^ Pozdro. :* 


czwartek, 1 marca 2012

Rozdział 1

Rano obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju. Zbliżały się wakacje, do końca roku pozostały na szczęście tylko 3 tygodnie. Otworzyłam oczy i zerknęłam na zegarek. Była 8;20, a mimo to byłam wyspana. Więc wstałam, włożyłam na siebie czarne rurki, tunikę z rękawem 3/4 w biało-czerwono-niebieską kratę i czerwone converse'y. Ogólnie to nieźle wyglądałam w czerwonym ;) Poczłapałam do łazienki, ogarnęłam się trochę, rozczesałam włosy i zrobiłam lekki makijaż. Rzęsy przejechałam tuszem, a usta musnęłam brzoskwiniowym błyszczykiem. Włosy splotłam w "rybi ogon", taki na boku. Wyglądałam jako tako xD. Nikogo nie było w domu bo tata był w pracy, a Elizabeth zostawiła mi kartkę, że pojechała na zakupy. Zeszłam więc na dół i zrobiłam sobie michę płatków czekoladowych. Ja wpieprzałam płatki, a ktoś dzwonił do drzwi. Zwlekłam swoje szanowne dupsko ze stołka i poszłam otworzyć. W drzwiach stał Harry z wielkim bananem na gębie. Rzuciłam się mu na szyję.
-Harry, ale się stęskniłam! 
-No ja myślę. I wyszczerzył się jeszcze bardziej.
-A gdzie reszta?
-Stoją u Louisa na podjeździe i wyjmują klamoty z auta.
-To chodźmy do nich- powiedziałam. Opuściliśmy moją chałupę i podreptaliśmy do Lou.
-Cześć "rodzinko"!- powitałam ich ;) Wszyscy momentalnie odstawili swoje manatki i zrobiliśmy zbiorowy uścisk. xD
-Tęskniliśmy za tobą, w końcu nie widzieliśmy się od kiedy wyleciałaś z X-Factora- stwierdził Niall.
-Nawet mi nie przypominaj- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Zayn to chyba twoje- powiedział Lou wyjmując z bagażnika różową walizkę w kwiatki. Wszyscy parsknęliśmy śmiechem, wszyscy oprócz Zayna ;D
-No co walizek mi zabrakło to pożyczyłem od siostry- stwierdził oburzony.
-Daj se siana śmieszny ludziu. Wszyscy wiemy, że lubisz takie babskie akcenty- dogadał mu Lokaty.
-Ekhem! Jednak róż to nie ulubiony kolor Zayn'a tylko twój drogi Haroldzie!
Loczek zrobił się mega czerwony jakby sobie nieźle popił.
-Pomogę wam z tymi klamotami- powiedziałam chwytając urodziwą walizkę Zayn'a.
-Destiny, lepiej weź zejdź ze słońca- dodał Malik.
-Czemu?
-Bo ta walizka jest cięższa od ciebie!
-Jasne, jasne już uwierzę, że moja zacna dupa z przyległościami waży mniej niż twoja kwiecista walizeczka.!
-Nie chcę żebyś połamała sobie kręgosłup.!- upierał się mulat.
-A ja nie chcę żebyś sobie wiochę robił i chodził po tej naszej rodzinnej Narnii z taką walizką.!
-Niech ci będzie...- uległ wreszcie ;)
-Jupi!!! klasnęłam, chwyciłam za uchwyt różową walizkę Zayn'a i opóściłam podwórko Louisa. Walizka była ciężka, ale udało mi się ją zatachać pod drzwi Malików i wróciłam do Lou. Kiedy cała ekipa zatachała klamoty do swoich chałup, zaprosiłam ich do siebie. W końcu miałam wolną chatę. Kiedy tak siedzieliśmy w moim pokoju wpierdzielając pizzę Nialler nagle jęknął:
-O matko wyobrażacie sobie, że w poniedziałek musimy już zasuwać do szkoły???
-Pewnie was pocieszę mówiąc, że wszystkie plastiki z naszej budki miały kisiel w gaciach na każdym odcinku X-Factora- i zrobiłam durnowatą minę.
-O nieeeee!- jęknął Hazza -Ja tam nie wracam!
-Oj daj spokój jeszcze tylko 3 tygodnie, potem bal i matura, a później studia w      Londynie!!! Juhu!- i wydałam z siebie dziki okrzyk. Nie wiem która była godzina, ale chyba późno bo ma rodzinka zdążyła wrócić do chaty. Kiedy wrzasnęłam do pokoju wparował tata.
-Co tak krzyczysz???- zapytał mnie, a potem wrzasnął- O mój boże to One Direction!!!- i zaczął piszczeć. Tata zawsze lubił się wydurniać ;) Oni wyszczerzyli się w jego stronę a ja gapiłam się na nich jak na dzieci z ADHD.
-Już rozumiem twój entuzjazm córeczko! A ja zaczęłam się tarzać po podłodze ze śmiechu. Potem Lou zrobił looking na zegarek i rzekł:
-To my się będziemy się zbierać. Załogo ruszcie szanowne dupska i do domu.
-Dobra to widzimy się jutro wszyscy u Harry'ego.- stwierdził Blondas -Wytłumaczysz nam jak i co z lekcjami. A ty mój drogi wskazał palcem na Loczka- Mam nadzieję, mój drogi, że masz pełną lodówkę ;) Odprowadziłam ich po drzwi mego domostwa i pożegnałam się z całą ekipą. Kurcze, ale mam zaciesz, że wrócili. W poniedziałek szkoła i jak przewiduję atak plastików, ale cóż trzeba cóś będzie trzeba wymyślić...
---------------------------------------------------------------------------------------------
Siema ludzie ^^ Ten rozdział jest z dedykacją dla Gosi, która jako jedyna zostawia komentarze. Widzę, że sporo ludzisków to czyta więc proszę zostawiajcie komentarze, plisss ;) I thx za wejścia ;**