One Direction

One Direction
One Direction story...

czwartek, 31 maja 2012

Rozdział 12

2 tygodnie później...


Tego słonecznego, lipcowego poranka obudziły mnie jakieś wrzaski dobiegające z kuchni. Rozpoznałam głos Zayna, Liama i Nialla, którzy darli się jeden przez drugiego. Pewnie poszło o jedzenie. Zerknęłam na wyświetlacz komórki. Było piętnaście po 9:00. Koncert wczoraj się nam przedłużył i dlatego byłam padnięta. Niestety moi szanowni koledzy musieli się wydzierać, więc nici ze spania. Podniosłam się z łóżka, a było to nie lada wyzwanie, bo spaliśmy na piętrowych łóżkach, więc nie trudno było się łupnąć w głową o sufit. Zeszłam po drabince i ruszyłam do kuchni skąd dobiegały te wrzaski.
-Dzieci, do jasnej ciasnej, musicie się tak wydzierać.!- ryknęłam wchodząc do kuchni. Nawet bałam się pomyśleć jak ja teraz wyglądam. Pewnie jak strach na wróble, albo jakby mnie piorun trafił.
-Witaj śpiąca królewno.!- powitał mnie Horan jednocześnie plując w Liama bułką z szynką.
-Siema, tłuściochu.!
-Nie jestem tłuściochem.!- oburzył się.
-Ale jak będziesz tyle żreć to się łóżko pod tobą zarwie, a z tego co wiem to śpisz na górze.- wyjaśniłam.
-No muszę spać na górze, bo mam klaustrofobię i nie wytrzymałbym na dole.- oświecił mnie Niall. Jakbym nie wiedziała. No, ale szczerze mówiąc to współczuję mu tej całej klaustrofobii, no bo facet w zasadzie nie może wchodzić do pomieszczeń niższych niż 2 metry, bo od razu jest mu nie dobrze. Okropne. 
-Dobra to skoro już mnie obudziliście to robicie coś do żarcia.?
-Ta, próbujemy zrobić jajecznicę.- wyjaśnił Liam patrząc z przerażeniem na Nialla który wyjmując jako z pudełka roztrzaskał je o podłogę. Strzeliłam tylko face plama i spojrzałam z politowaniem na Horana zbierającego skorupki z podłogi oraz Zayna wydzierającego się na niego.
-To ja życzę powodzenia.- odparłam i ruszyłam z powrotem do sypialni, żeby się przebrać. Potem poszłam do łazienki i trochę się ogarnęłam. Kiedy ponownie weszłam do kuchni Liam siedział przy stole i łapał się za głowę, a Zayn z Niallem wyrywali sobie z rąk patelnię. Usiadłam obok Payna i oglądałam tę komedio dramatyczną scenkę. Niall wywijał patelnią, na której leżała przypalona jajecznica i z całej siły próbował ją odkleić.
-Kurwa Horan ty nie umiesz nawet jajecznicy zrobić.! Daj mi to.!- wydarł się Malik i wyrwał mu patelnię. Wziął jajko z opakowania i próbował wbić na patelnię, ale zamiast tego wylądowało na kuchennym blacie.
-Zayn ty skończony kretynie to było nasze ostatnie jajko.!!!- wrzasnął wściekły Nialler.
-No wy se chyba żartujecie.!- ryknął Liam gwałtownie podnosząc się z krzesła.
-Niestety, ale w tym przypadku chcielibyśmy.!- krzyknął Niall i zaczął płakać. Poklepałam go po ramieniu.
-Ej, no, ale znając życie to pewnie masz gdzieś w szafie, albo w walizce tony jedzenia, więc tu chyba nie umrzemy, no nie.?- starałam się go pocieszyć jak tylko mogłam, ale to nic nie dało. Płakał nadal, a po chwili spojrzał na mnie swoimi zaczerwienionymi oczami i odparł.
-Chciałbym w to wierzyć, ale skończyło się. Mieliśmy iść dzisiaj z Louisem po zapasy.
-Aha, no dobra... A tak w ogóle to gdzie jest Lou i Harry.?- zapytałam. Właśnie przecież od rana ich nie widziałam. 
-Lou i Gadzina Haroldzina poszli z samego rana na zakupy i znając ich nie wrócą szybko.- wyjaśnił Zayn szorując przypaloną patelnię.
-Gadzina Haroldzina.? WTF.?- zapytałam.
-Nooo. Jakbyś nie wiedziała to facet z którym chodzisz jest okropny, wredny i źle wychowany.!
-A co ci takiego zrobił.?
-Zużył mi 1/4 tubki żelu do włosów i nie odkupił.!- skarżył mi się.
-A jak myślisz po co poszedł do sklepu.?!- zapytał Niall.
-E... no ten...
-Puknij się Malik zamiast coś powiesz.- poradził Horan, a ja i Liam przytaknęliśmy. 
-Dobra ludzie, nie wiem jak wy, ale ja wbijam na twittera.- dodał Zayn i zaczął odpalać laptopa.
-Ta, a ja wbijam do spożywczaka.- odparł Liam wstając od stołu. Popatrzyłam na moich kumpli. Nialler nadal siedział zrozpaczony obgryzając z głodu paznokcie, a Zayn czytał tweety od fanek. Po chwili namysłu stwierdziłam, że nie ma tu nic ciekawego do roboty.
-Liam, zaczekaj idę z tobą.!
-Ok.
-Tylko radzę włożyć ciemne okulary.!- wyjaśnił Zayn nie odrywając wzroku od ekranu. Udałam się do sypialni po torbę, włożyłam buty i wyjęłam okulary przeciwsłoneczne w kształcie ray-banów. 
-Destiny idziesz wreszcie, czy tu mam umrzeć z głodu.!- wrzasnął Payne.
-No już jestem.!- odparłam wychodząc z pokoju. Otworzyliśmy drzwi do tour busa i wyszliśmy na parking, na którym stał nasz autokar. Ledwo uszliśmy parę metrów, a z krzaków wyskoczyło stado paparazzich z aparatami, kamerami, mikrofonami i nie wiadomo z czym jeszcze. Zadawali nam masę pytań na które nie mieliśmy siły ani ochoty odpowiadać. Mieliśmy tylko jeden cel - SKLEP. Byłam cholernie głodna, a oni za nic w świecie nie chcieli nas przepuścić. Liam próbował się przepychać, ale to nic nie dało. Zasypali nas pytaniami, ale my zwątpiliśmy i wróciliśmy do autokaru. Wpadliśmy do pokoju i ciężko dysząc zatrzasnęliśmy drzwi uniemożliwiając paparazzim wdarcie się do środka.  
-Paparazzi, no nie.?- zapytał Zayn.
-Zgadłeś.- odparł wściekły Liam. Horan jęknął, a ja ze złości cisnęłam okularami o podłogę, tak, że wiele z nich nie zostało. 
-To co my teraz zrobimy.?- zapytał Niall.
-Nie wiem, może wyślemy Stana po żarcie.?- zaproponował Liam.
-Przecież on ma dzisiaj wolne. No bo będziemy tu kilka dni.- wyjaśniłam, żeby nie było wątpliwości.
-No to zajebiście.!- wycedził przez zęby, a Niall znowu się rozpłakał.
-Jesteśmy tu uwięzieni.! Zginiemy.!- lamentował biegając w kółko po pokoju i łapiąc się za głowę. 
-Niall uspokój się.!- wrzasnęłam bo już mi głowa pękała. Usiadłam przy stole i podparłam głowę rękami. Co by tu zrobić.? No na serio jestem głodna... 
-No to mamy jakiś plan.?- zapytał Liam z nadzieją w głosie.
-Możemy zadzwonić do Harry'ego albo do Louisa.- zaproponował Malik.
-Dobra.- i chwyciłam komórkę. Wykręciłam numer do Hazzy. Fuck.! Poczta głosowa. Dobra Des dzwoń do Lou. Kuźwa 5 sygnałów i nie odbiera.! Zaraz mnie szlag trafi.! 
-Nic. Chyba w dupie telefon trzymają.!- krzyknęłam wkurzona.
-Nie Destiny, w dupie to my jesteśmy.- wyjaśnił Payne.
-Racja.- wyjaśnił Horan i na nowo zalał się łzami.
-Ale co ci paparazzi tak na nas czatują.?- zapytałam.
-Może dlatego.- odparł Zayn i odwrócił laptop w moją stronę. Wytrzeszczyłam patrzadła i gapiłam się w ekran. Na stronie jakiegoś plotkarskiego magazynu pojawił się artykuł zatytułowany "Czy to tylko zwykła przyjaźń.?". Przeczytałam cały artykuł i aż otworzyłam usta z wrażenia. W skrócie mówiąc to był o o mnie i o Harrym i o tym czy ja z nim chodzę. Jak oni się dowiedzieli.? Przecież nikt publicznie tego nie wyznał. Skąd wiedzą.? Było też kilka fotek jak się trzymamy za ręce, choć nie staraliśmy się tak nie pokazywać publicznie no i fotka zza kulis. Boże skąd to mają.? Masakra...
-Gdzie oni to wytrzasnęli.?- zapytałam lustrując chłopaków wzrokiem.
-Nie wiem musieli coś cyknąć. Destiny, oni są wszędzie.- wyjaśnił Liam.
-Wiesz co, sądzę, że powinniście oficialnie ogłosić, że jesteście razem.- zaproponował Zayn.
-Po co, żeby wasze wściekłe fanki mnie zamordowały.?!
-Nie, żeby już przestali plotkować. Za chwilę mogą wymyślić gorsze rzeczy, uwierz mi...
-No może i racja...
-Ja zawsze mam rację.- wyszczerzył się.
-Ta...- nastała chwila ciszy. 
-Co robimy.,?- mruknął Niall.
-Już wiem zagrajmy w butelkę.!- krzyknął Zayn klaszcząc w dłonie.
-A skąd weźmiesz butelkę.?- zapytałam zdziwiona. On podszedł do lodówki, wyjął z niej otwartą butelkę Heineken'a i dopił ostatni łyk, który został w butelce.
-Tadam.!
-Ej no mogłeś się podzielić.!- warknęłam.
-Ta, będziesz pić piwo na pusty żołądek. Puknij się.!- dodał Liam.
-Zwisa mi to...- wywaliłam jęzor w jego stronę. Usiedliśmy na dywanie w naszym jakby salonie i zaczęliśmy kręcić butelką. Po pół godzinie byłam bez butów, kolczyków, bransoletek i pierścionka. Akurat znowu padło na mnie. Ja to mam szczęście.
-Dobra teraz się na tobie zemszczę za to,  że kazałaś mi wyjść i kląć do reporterów.- rzekł Liam zacierając ręce. O boże zaczynam się bać.!
-Pocałuj Zayna.!
-Że co.?!
-W usta.!
-Chyba cię mama nie kochała.!- wykrztusiłam.
-Chciałabyś.- a Zayn zaczął się szczerzyć.
-Nie ma mowy nie pocałuje go.!- broniłam się.
-Pocałujesz.
-Nie
-Inaczej zdejmujesz koszulkę.
-Wpierodlę ci zaraz.!
-Spróbuj.- i głupkowato się uśmiechnął.
-Ja mam chłopaka.!
-I masz też problem...- i wtedy drzwi do autokaru się otworzyły i wkroczyli pan Tomlinson z panem Stylesem. Życie mi uratowali. Jednak dobrze, że Zayn nie podzielił się tym piwem bo mogłabym jeszcze zrobić coś głupiego.
-Mamy żarcie.!- krzyknął Harold. 
-ŻARCIE.!- wrzasnęliśmy śliniąc się. Rzuciłam się na niego wyrywając mu siatkę z zakupami.
-Ej no.! Jęknął.! Daj buzi w nagrodę.!
-Później.- wyszeptałam mu do ucha. Zabraliśmy się za robienie jedzenia. Po godzinie opychania się wreszcie byliśmy pełni. Fajnie śniadanie o 16, zarąbiście.! 




*

-Hej, śpisz już.?- zapytał Harry wchodząc do sypialni.
-Nie tylko chciałam w spokoju pomyśleć.- wyjaśniłam.- Co robi reszta.?
-Sra w gacie oglądając horror.- wyjaśnił siadając na łóżku obok mnie. Objął mnie ramieniem.- Co się dzieje.?- zapytał.
-Nic, a co się ma dziać.- skłamałam.
-Destiny nie ukryjesz tego przede mną. Przecież widzę.- zna mnie na wylot. Spojrzał mi prosto w oczy.- Powiedz...
-Plotkują o nas.- wyjaśniłam wbijając wzrok w podłogę.
-Zawsze plotkowali.
-No tak, ale teraz plotkują o naszym związku, Harry nie rozumiesz tego.
-Rozumiem, ale...
-Trzeba im powiedzieć.- przerwałam mu.
-Jesteś pewna, przecież to ty nie chciałaś, żeby wiedzieli.?
-Tak, chcę, żeby przestali o nas plotkować, tak będzie lepiej.
-No dobrze, powiedzmy im na jutrzejszym koncercie, zgoda.?
-Zgoda.- uśmiechnęłam się lekko. Znowu spojrzał mi w oczy. Poczułam znowu te motylki w brzuchu. Delikatnie musnął moje usta. Nie pozostałam dłużna. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły i wszedł jakiś facet z zakrwawioną twarzą. Zaczęłam się drzeć jak debil. 
-Hahaha wiedziałem, że się nabierzecie.!- ryknął Lou, zcierając ketchup z twarzy. Boże normalnie zawał serca.
-Lou, kurwa, nie żyjesz.!- ryknął Harry zaczął go gonić. Kiedy wypadli z sypialni, ja rzuciłam się na łóżko i zaczęłam się nabijać z własnej głupoty.

---------------------------------------------------------------------------------------------
Nie podoba mi się... Nic się nie dzieje, nuda stulecia :( Długo nie dodawałam z powodu wyników z egzaminu szóstoklasisty. Dostałam szlaban :(
Jesteście wielkie. 10 komentarzy pod ostatnim postem, ponad 2000 wejść i 6 obserwatorów <3 Kocham was :** Zachęcam do udziału w ankiecie, bo chciałabym poznać waszą opinię :) Do zobaczyska, drogie Directioners, dobrej nocki.! :D

środa, 16 maja 2012

Rozdział 11

-WSTAWAJ.!!!!- wydarłam mu się do ucha, kiedy już po raz trzeci spróbowałam go zmusić by wreszcie zwlókł swoje zacne zwłoki z łóżka. Walnęłam go poduszką, ale to też nie poskutkowało.
-Jezu kobieto dajże spać, jest środek nocy...- wystękał, a oczy znowu mu się zamknęły. Jezu.! Zrezygnowana wstałam z łóżka, zostawiając w nim śpiącego Styles'a. W łazience doprowadziłam się do stanu używalności i wzięłam ciuchy, które przygotowałam wczoraj wieczorem. Ubrałam czarne rurki, czarny podkoszulek a na to jeansową koszulę. Na nogi włożyłam czarne converse'y. Zrobiłam lekki makijaż i tyle, bo niby po co mam się tak odstawiać jak spod latarni.? Weszłam do pokoju i oczom własnym nie mogłam uwierzyć. Harry stał w pokoju i ścielił łóżko. WTF.? Wstał.? Ścieli łóżko.? Ja chyba nadal śpię... 
-No nareszcie, myślałem, że się nie doczekam.!- powiedział przetrzepując poduchę.
-Ty na mnie.?! Jasne.! A kogo musiałam przez pół godziny budzić, żeby z łaski swojej zwlekł się z łóżka.?!
-No dobra, sory, ale wiesz, że wstanie o 11:00 to dla mnie nie lada wyczyn.
-No wiem.
-Przepraszam...
-Ok, spoko. Idziesz na śniadanie.?- zapytałam.
-No dobra tylko się trochę ogarnę i ubiorę.- powiedział i zgarnął ciuchy z oparcia krzesła i ruszył w stronę łazienki. Ja zeszłam na dół do jadalni. Elizabeth oczywiście tradycyjnie coś gotowała w kuchni, a ojciec czytał gazetę. Ta fajnie, ciekawe, czy wiedzą, że jest 7:00 rano.
-No hej rodzinko.!- rzuciłam wchodząc do kuchni.
-Cześć Destiny, głodna jesteś.?- zapytała z bananem na gębie Lizy.
-Ja nie, ale ten na górze to z pewnością.- wskazałam na sufit. Może na to nie wygląda, ale Harry na serio dużo je. Nialla to on nie pobije, ale i tak ma spore moce przerobowe. Wyjęłam z szafki w kuchni płatki i jakieś miski, jedyne które były w jednym kawałku, bo resztę poubijał mój zgrabny tatuś. Jak już mówiłam rodziny się nie wybiera, a szkoda, bo czasami by się przydało. Siadłam przy stole w jadalni, gdzie ojciec nadal był wpatrzony w gazetę. Siedziałam na krześle, a Liz znosiła do stołu jakieś jajka, kiełbasy i tosty, które codziennie tata pochłaniał na śniadanie. Elizabeth nie była zadowolona, że je tak "zdrowe" rzeczy, no ale był chudy jak patyk, więc nie protestowała. Zaczynało mi się nudzić, więc nerwowo stukałam palcami w blat. Ojciec natomiast zabierał się za kiełbasę. Usłyszałam kroki na drewnianych schodach prowadzących na górne piętro. Schodził po nich nie kto inny jak ledwo przytomny z niewyspania Harry. Wlókł za sobą swoją sportową torbę z Adidas'a, w której miał te wszystkie swoje potrzebne rzeczy.
-Wreszcie, myślałam, że mnie tu noc zastanie.!- zawołałam gdy wszedł do jadalni i zajął miejsce obok mnie.
-Sory, ale kiedy jestem nie wyspany to wszystko mi tak jakoś wolniej idzie.
-Zauważyłam.- dodałam szczerząc się. On popatrzył na mnie jak bym się z choinki urwała.
-Dobra jemy te płatki, bo jak tak dalej będziesz mieć opóźniony zapłon to chłopaki pojadą bez nas i będzie trasa koncertowa na piechotę.- powiedziałam podsuwając mu płatki prawie że pod nos. Nalałam sobie mleka i zaczęłam jeść moje standardowe śniadanko. Harry też, kiedy wreszcie odmierzył łyżką ilość płatków. Boże, taa a potem to się mówi, że baby są perfekcyjne, no jasne.! Za to tępo żarcia płatków to miał ponaddźwiękowe. Kiedy ja była w połowie to ten już mył miskę w zlewie, mimo protestów Lizy, która bała się, że pozbędziemy się kolejnej. 
-Pa Destiny, ja lecę i widzimy się za godzinkę przy Tour Busie.!- powiedział wkładając buty.
-Dobra, OK. Papa.!- dałam mu buziaka w policzek.
-TATOOOOO.!- krzyknęłam, kiedy Hazza wyszedł.- Zbierajcie dupy i jedziemy.!
-No dobrze już dobrze, tylko dojem. I nie przeklinaj.!- odparł. Niech on się lepiej o siebie kuźwa martwi.! A chuj z tym.! Poszłam na górę po walizki i zniosłam na dół. Łatwo nie było, ale mi się udało. Brawa dla Destiny.! Ma się tą krzepę xD O Jezu, ojciec wreszcie zeżarł.! JUPI.!!! 

*

-Michael jesteś pewien, że dobrze jedziemy.?- zapytała Lizy powątpiewając.
-Tak kochanie wszystko jest pod kontrolą.- odparł. Siedziałam na tylnym siedzeniu samochodu i normalnie kurwica mnie brała kiedy jechaliśmy już trzeci raz tą samą ulicą.
-Yhy... Napewno.
-No żebyś wiedziała.!
-To dlaczego już po raz trzeci jesteśmy na tej ulicy.?!- wrzasnęłam pokazując palcem na tabliczkę z jej nazwą.
-No bo...
-No bo co.?!
-Zabłądziliśmy...- skwitowała Elizabeth.
-No właśnie widzę.- odparłam wywracając gałami.
-To co mam teraz zrobić.? Ten GPS jest do kitu.!- walnął pięścią w kierownicę.
-A czego się spodziewałeś.?- zapytałam.- Przecież kupiłeś go w TESCO na wyprzedaży za 50 funtów.
-Boże...
-Wiesz co tato chyba, wiem jak stąd wyjechać.
-Naprawdę.?- zapytał z nadzieją.
-Tak. Ale muszę usiąść za kierownicą.
-Nie.! Nie masz prawa jazdy, a poza tym doskonale wiesz jak się to ostatnio skończyło.!
-A wolisz tu tkwić.?!- krzyknęłam wkurzona.- W tym tępie to oni dawno zdążą wrócić z tej trasy.!
-Wiesz Michael, chyba powinniśmy dać jej szansę.- stwierdziła jedyna mądra osoba w moim domu.
-No nie wiem, nie jestem przekonany...
-No niech chociaż spróbuje. 
-Dobra, siadaj młoda.!- odparł wysiadając z auta. Młoda.? WTF.? No, ale nic. Dobra Des, dajesz.! Przekręciłam kluczyk w stacyjce. Minęliśmy kilka skrzyżowań i było kilka zmian świateł, ale po 10 minutach byliśmy na miejscu. Dumna jak cholera wysiadłam z samochodu.
-Hahaha żartujesz no nie.?- zapytał rozbawiony Lou.
-Ale o co chodzi.?
-Ty prowadziłaś.?!- wybałuszył gały.
-Nooo...
-Dobra ile jest rannych.?- zapytał Liam myśląc, że jego wypowiedź jest zabawna.
-Na razie zero... Ale to może się zmienić.- odparłam marszcząc brwi. Jego twarz zastygła w przerażeniu, a Tomlinson z Horanem zaczęli się z niego napierdalać na całego. Niall to prawie się udławił swoim Snickersem. Dobra nie chciało mi się płacić za naprawę maski więc zrezygnowałam z pomysłu, żeby wjechać w Liama. Otworzyłam bagażnik i razem z mistrzem kierownicy, a mianowicie moim ojcem zaczęłam wyjmować walizki. Po 20 minutach przyjechał ogromy autokar, w którym miałam mieszkać przez następne 2 miesiące. Ja w środku był taki zam jak na zewnątrz, to już go kocham. Louis brał się za swoje walizki, ale ktoś wskoczył mu na plecy. Tommo jebnął o ziemię, a na nim leżał pękający ze śmiechu Malik.
-Zayn do jasnej kurwy uważasz, że to śmieszne.?!- warknął wściekły Lou otrzepując się z piachu, pyłu i nie wiadomo czego jeszcze.
-Haha no żebyś wiedział.!- dodał Zayn. Lou rzucił mu wzrok zabójcy i ponownie wziął się za walizkę rozglądając się na wszystkie strony jakby się bał ponownego ataku. Potem z tour busa wylazł Harry, tym razem bez tak efektownego wejścia. Pożegnałam się z tatą i z Lizy. W końcu nie zobaczymy się do końca wakacji. 
-Tylko opiekujcie się dobrze Xeną.- dodałam. Dla wyjaśnienia Xena to moja tarantula, którą na WF-ie "podarowała" mi Dianna.
-Oczywiście.- przyrzekła Elizabeth przytulając mnie tak mocno, że aż bałam się że się uduszę. Kiedy się pożegnaliśmy i rodzinka odjechała, a trwało to dobre 10 minut weszliśmy wreszcie do naszego nowego domu na kółkach. Wszystko było nowocześnie urządzone. Kurde, strasznie nam się podobało.! Oczywiście nie było tam sporo miejsca, no ale na serio ktoś je dobrze wykorzystał. Była tam taka mini kuchnia, ze sporym blatem. Wychodziła na coś jakby mini salon. Stała w nim spora beżowa, mięciutka kanapa, a na ścianie była ogromna plazma. No oczywiście, przecież bez telewizora to ani rusz. Jakbym zapomniała z kim mieszkam xD. Na regale obok TV stało pełno jakiś gier video. Potem weszliśmy do sypialni. Stały tam 4 piętrowe łóżka. Zaraz, zaraz 4.?! Przecież nas jest sześcioro, podzielić na dwa to jest 3, więc po co 4.?! No dobra mam tróję z matmy, ale umiem jeszcze policzyć do czterech i podzielić sześć na dwa. No dobra, to trochę dziwne...
-Eee... A po co nam jeszcze te dwa łóżka.?- zapytałam.
-No bo...- zaczął Liam.- Jak będziemy w Londynie to tam dołączą do nas Danielle i Eleanor, więc te łóżka są dla nich.
-Aha to super, ja już chcę być w Londynie.- wyszczerzyłam się. Danielle poznałam w X-Factorze. Zaprzyjaźniałam się z nią. Potem Liam zaczął się z nią spotykać i wszyscy byliśmy happy, że wreszcie znalazł sobie dziewczynę. Eleanor nie znam zbyt dobrze. Widziałam ją tylko parę razy w życiu, ale mam nadzieję, że będzie zajebista tak jak Dan. 
-No do Londynu jeszcze daleko, a jutro już pierwszy koncert.- dodał Zayn.
-Już jutro.?!- jęknęłam.
-No przecież mówię, nie.- odparł. 
-Dobra ludzie to jest Stan.- Lou przedstawił nam wysokiego faceta grubo po pięćdziesiątce. Miał być kierowcą autokaru. Gościu był nawet spoko. Potem zaczęliśmy rozpakowywać nasze klamoty. Najgorzej było z Zaynem, który miał tyle walizek, że nie mógł ich wszystkich unieść. Ciągle się wywalał, bo oczywiście jego zacny intelekt nie pozwalał mu na to, żeby wymyślić, że można je wnieść do sypialni po kolei. Nie, ten dalej swoje. Jezusie zlituj się.! Miał tyle tych walizek, że ja, Stan i chłopaki musieliśmy mu pomagać. Hehe LoL wziął jednak tą różową walizeczkę.! Wiedziałam, że tak będzie. Poproszę + 100 pkt. do intelektu.!


*

Nadszedł dzień koncertu otwierającego trasę koncertową "Up All Night". Ostro dzisiaj ćwiczyliśmy więc mam nadzieję, że dobrze nam pójdzie. Dziś rano byliśmy już w Birmingham. Okropnie się stresowałam. Mam nadzieję, że nie skompromituję się na scenie. Niestety jak na złość zbliżała się 20:00 godzina rozpoczęcia koncertu. Żeby się odstresować zaczęliśmy całą szóstką grać na X-Boxie Niallera. Potem podreptałam do naszej sypialni i otworzyłam moją szafę, którą dzieliłam z Liamem, bo on jako jedyny normalny nie nabrał ciuchów jakby jechał na 3 lata na Syberię. Zdecydowałam, że ubiorę czarną podkoszulkę, podarte jeansy, moje ukochane glany i czarno-czerwoną koszulę flanelową. No to było tak bardziej po mojemu. Oczy pomalowałam czarną kredką, a usta czerwoną szminkę. Założyłam kupę bransoletek i git.! Włosy uczesałam w luźnego koka, którego lekko rozwaliłam palcami, żeby nie wyglądał zbyt idealnie. Wypuściłam tylko kilka kosmyków które spływały mi po bokach twarzy. Nawet mi się podobało. Weszłam do salonu, gdzie siedziała już odpicowana reszta.
-Eee... Destiny, a tobie to się przypadkiem koncerty nie pomyliły.?- zapytał Zayn.
-Nie, a co.?
-No nic tylko, że bardziej wyglądasz jakbyś się wybierała na koncert rockowy, czy coś...
-No sory, ale gram na gitarze elektrycznej, a nie na flecie poprzecznym.- wyjaśniłam.
-No spoko.

*

Siedzieliśmy w garderobie przed koncertem i słyszeliśmy tylko pisk fanek. Myślałam, że mi zaraz uszy odpadną. No, ale trudno wiedziałam na co się piszę. Teraz muszę cierpieć. Wchodzimy za 2 minuty.! O matko, dawno nie miałam takiego stresa.! 
-Dobra, idziemy.!- zawołał Lou. Dalej jak głupia tkwiłam w miejscu. Harry pociągnął mnie za rękę.
-Chodź i nie bój się.- taaa jemu to fajnie mówić. W końcu nawet jak mu nie wyjdzie to fanki nie przestaną go kochać. A ja.? No właśnie... Wzięłam głęboki oddech.
-Gotowa.?- zapytał.
-Teraz, albo nigdy.- odparłam uśmiechając się. Pierwsza piosenka to "I Want". Mam tam solówkę na gitarze. Modliłam się tylko w duchu, żeby nie pomylić akordów. Było nieźle. Potem jeszcze graliśmy "What Makes You Beautiful" i "One Thing".  W sumie to byłam zadowolona. Nie sądziłam, że będzie, aż tak dobrze...
---------------------------------------------------------------------------------------------
Łeeee... Nie podoba mi się ten rozdział. JEST DO KITU.! :( Pisałam go grubo ponad tydzień i dupa... To głównie przez ten durny szlaban na kompa po wywiadówce, a szczególnie jak mama zobaczyła moje oceny z matmy :D 
DZIEWCZYNY JESTEŚCIE KOCHANE <33 NAPRAWDĘ... Kupa komentarzy, ponad 1700 wejść i 4 obserwatorów :) Dziękuję... :**

niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 10

Obudziłam się wtulona w Harry'ego. Spojrzałam na wyświetlacz mojej komórki. Okazało się, że jest po 9:00. Nie chciałam go budzić, ale był to jedyny sposób, żeby wstać i wyswobodzić się z jego objęć. Nie chciałam tego zrobić jakoś drastycznie, na przykład jak Louis na obozie harcerskim z wiadrem wody, więc dałam mu całusa, na co Lokaty od razu się obudził.
-Wstawaj.!
-Ja chcę być tak budzony codziennie.- mruknął przeciągając się.
-I będziesz za około dwa dni.
-To dobrze. Pokimałbym jeszcze, która jest.?- zapytał przystawiając głowę do poduszki.
-Po 9:00 i nawet o tym nie myśl.!- odparłam wyciągając mu poduchę spod głowy.
-Eeej.! Spać mi się chce.!
-Chyba zapomniałeś co mi obiecałeś.- i zrobiłam słodkie oczka.
-No dobra. Wstajemy...- uległ wywracając patrzałkami. Zabraliśmy się za ścielenie łóżka. Było nieźle skotłowane może dlatego, że każde z nas ciągle przeciągało kołdrę na swoją stronę.
-To idziemy na śniadanie.?- zapytał kiedy już uporaliśmy się z tym barłogiem.
-Ty sobie chyba żartujesz.! Jak mam się ludziom pokazać na scenie to wypadałoby trochę schudnąć, nie uważasz.?
-Tssa z kości na ości.
-Na serio lepiej pójdę już do domu bo mi ojciec oczy wydrapie.
-W pidżamie.?
-Ta w pidżamie, jasne. W tych gaciach szczególnie.
-Bo myślałem...
-Harry, to na następny raz nie myśl bo w twoim przypadku to nie przynosi dobrych efektów.
-Wiem... A myślisz, ze dlaczego pod koniec podstawówki miałem z trudem średnią 3,8.?
-No to widzisz, że mam rację.
-Niestety...
-Ale nie martw się, teraz masz razy pięć razy więcej kasy od tych co mieli średnią 6,0.- i cmoknęłam go w policzek.
-Fajne... I do tego opierdalałem się przez całą podstawówkę.
-Dobra ja się idę ubrać.
-Po co.?
-Co po co.?
-Po co gdzieś idziesz.?
-Chciałbyś...- powiedziałam ściskając oczy w wąskie szparki.
-Oj uwierz, żebym chciał.- dodał szczerząc się do mnie. Wyjęłam z mojej torby to, co akurat miałam pod ręką i rzuciłam tym niego z całej siły. Dopiero po chwili skapnęłam się, że cisnęłam w niego majtkami (na szczęście czystymi xD). Harry dostał nimi w twarz, wziął je do ręki, jebnął na świeżo pościelone  łóżko i zaczął się ze mnie napierdalać. Zaczęłam się śmiać z samej siebie, skoczyłam na łóżko i próbowałam mu zabrać moje majtki. Jednak bezskutecznie, bo rozbawiony Styles zaczął nimi wymachiwać. Stoczyłam z nim poważną walkę, musiałam odzyskać moje kochane majtasy z myszką Miki.
-Ja pierdzielę Harry, czy ty majtek nie nosisz.?!- wydarłam się na niego.
-Noszę, ale nie rzucam nimi we własnego chłopka.
-Może dlatego, że nie masz chłopaka.
-Nie, ale mam dziewczynę. I czy kiedykolwiek dostałaś w twarz  moimi bokserkami.? Oczywiście, nie żeby mi to przeszkadzało...- odparł ledwo żyjąc ze śmiechu.
-Jeśli licząc to, że na kolonii Zayn walnął mnie twoimi, mokrymi  kąpielówkami, to tak.- wyjaśniłam uderzając go poduszką.
-Ej to się nie liczyło, bo to nie ja w ciebie rzuciłem, tylko Zayn i wtedy jeszcze nie chodziliśmy ze sobą.
-No dobra, ale tak czy siak oddaj te głupie majtki.!
-Skoro są głupie to po co ma ci je oddawać.?- zapytał rozbawiony do granic możliwości.
-No Harry, proszę. To już na prawdę nie jest śmieszne. Co mam zrobić, żebyś wreszcie mi je dał.?!
-Właściwie to jest taki jeden sposób...
-Eh...- westchnęłam.
-Nie chcesz.?- zapytał zawiedziony.
-A mam ci udowodnić, że chcę.?
-Tak, udowodnij.- i nie miałam wyboru chcąc uratować moje biedne majtki z Miki. Więc pocałowałam go, a on nie chciał przestać. Obściskiwaliśmy się tarzając po skotłowanym łóżku. Nawet bałam się pomyśleć jak to wyglądało z daleka. I wtedy ktoś zapukał do jego sypialni. Momentalnie się od siebie odkleiliśmy, usiedliśmy na łóżku, a Harry wcisnął moje majtki pod poduszkę. 
-Ee... Tak mamo.?
-Wstaliście już.?
-Tak, a co.?
-Destiny, twój tata dzwonił i pytał się kiedy będziesz w domu.
-No ja za chwilę idę tylko się ubiorę.
-Dobrze, bo on jak zwykle się martwi.
-Tak, jak zwykle, przecież mnie nie zjecie.
-Ja to wiem i ty to wiesz, ale twój tata chyba nie...
-Dobrze, ja zaraz idę do domu.
-Spoko...- i zamknęła drzwi.
-Matko...- odetchnął.
-Czy już możesz mi zwrócić te majtki.?
-Tak, proszę.
-Dziękuję, drogi Haroldzie. - i wzięłam moją, leżącą na podłodze torbę i udałam się do łazienki.  Ubrałam jeansowe szorty, białą bokserkę i niebieskie converse'y. Uczesałam się, umyłam zęby i pomalowałam. Weszłam do pokoju, w którym Harry ponownie ścielił łóżko.
-Pa kotku ja lecę, bo ojciec mi kark skręci.- dając mu całusa.
-Ja przyjdę do ciebie za godzinkę, jak się ogarnę, ubiorę i coś zjem bo mnie matka bez śniadania z domu nie wypuści.
-Ok, pojedz sobie, ułóż fryzurkę i przyjdź, ja będę na ciebie czekać.- popatrzył na mnie z miną "Are you fucking kidding me.?".
-Jeszcze mi za to zapłacisz.- odparł szczerząc się łobuzersko.
-Już się boję...- i zamknęłam drzwi. Opuściłam dom Stylesów i pobiegłam do mojej chałupy, bo przy odrobinie szczęścia nieźle oberwę.
-JESTEM.!!!
-Na szczęście...- wycedził ojciec przez zęby. Weszłam do jadalni, gdzie jedli śniadanie.
-No weź się nie czepiaj.- powiedziałam siadając na krześle.
-Spoko. Chciałem cię przeprosić, za to że cie tak przed Harrym, no wiesz...
-Ok. Nie ma sprawy, tylko tak więcej nie rób.
-O to się nie martw, już mu przemówiłam do rozumu.- odparła Lizy.
-Dzięki.- przytuliłam ją.
-Jadłaś śniadanie.?
-Nie i nie zamierzam.
-Ale dlaczego.?! To najważniejszy posiłek dnia.
-Tak, ale jadę w trasę gdzie będę gitarzystką i nie chcę wyglądać jak wieloryb.
-To raczej nie będzie miało wpływu na twoje granie.
-Nie, ale chcę jakoś wyglądać. Fani chłopaków już i tak się na mnie wyżywają, a jak już będą się nabijać z mojej wagi, to naprawdę...
-Nie wygłupiaj się.
-Tato, proszę...
-No dobra.
-No to opowiadaj, jak było.?
-Ale gdzie.?
-No u Harry'ego.
-Aaa... No w zasadzie to normalnie. Oglądaliśmy Titanica do 1:oo w nocy i poszliśmy spać.
-Aha.
-Weź żesz coś zjedz.- powiedział tata przeżuwając kiełbasę.
-No na pewno nie to co ty...- skrzywiłam się.
-No, ale cokolwiek. Zagłodzisz się przecież...
-No dobra. Lizy mamy sałatę.?- zapytałam.
-Tak, jest w lodówce, wczoraj kupiłam.
-Ok.- poszłam więc, otworzyłam lodówkę, wzięłam sałatę i oderwałam kilka listków.
-No to żeś się wysiliła.- dodał poirytowany ojciec na mój widok, kiedy usiadłam przy stole żując jak królik liść sałaty.
-Miałam coś zjeść, no to jem.
-Tssa...
-Ja ci mówię Destiny, idziesz w ślady Louisa, on z marchewką ty z sałatą.- stwierdziła Liz kiedy kończyłam drugi listek.
-Ma się te smaki.- wyszczerzyłam się.
-Oho...
-Ty ojciec co żeś taki jakiś dzisiaj nie w sosie.?
-Już za tobą tęskni.- odparła Elizabeth.
-Hej, przecież wyjeżdżam dopiero jutro, nadal tu jestem.
-No tak, ale...- i nie zdążył dokończyć zdania, bo do jadalni wpadł Harry.
-No to się uwinąłeś...- spojrzałam na zegarek.- WoW.! 42 minuty. Jakoś szybko dzisiaj...
-A to źle.?
-Nie, ale kupiłeś sobie żel do włosów szybko schnący.?
-Bardzo śmieszne. Weź mi nie dokuczaj...- spuścił głowę.
-No przepraszam, nie złość się...- cmoknęłam go w policzek. 
-Eee dobra ludzie my się idziemy pakować na górę.- dodałam wstając od stołu. Udaliśmy się na górę do mojego pokoju.
-Wiesz, słonko, że musisz mi to wynagrodzić.?-przypomniał kiedy zamknęłam drzwi.
-Dobrze, ale potem.
-Eh no niech będzie.- wzdychnął zrezygnowany. Podeszłam do szafy i zaczęłam wyjmować z niej walizy na kółkach. Później spakowałam jeansy i już miałam się brać za bluzki, ale...
-Żadnej spódnicy.?- zapytał wyraźnie zaskoczony.
-Przykro mi, ale nie posiadam.
-Boże... A sukienka.?
-Nie mam.
-Masz.
-Jaką.?
-Tą, w której byłaś na balu maturalnym.
-No, ale po co mi wieczorowa sukienka.?
-Na koncerty.
-No chyba cię pogrzało, ja wkładam jeansy.!
-No, ale...
-Harry, ja w kiecce nie będę się czuła dobrze.
-No niech będzie...
-Nie obrażaj się, ale ja gram na gitarze elektrycznej, a nie na flecie poprzecznym. Muszę mieć ten swój rockowy look...
-Ok, jak wolisz. Ale kiedyś i tak ci kupię sukienkę.
-Ale nie na scenę.!
-Nie na scenę, spoko.
-No to pomóż mi skombinować jakieś zestawy.
-Dobra.- pogrzebał w mojej szafie i po chwili skompletował parę zestawów. Przymierzyłam potem białą koszulkę z czarnym nadrukiem, czarną skórzaną kurtkę, czerwone rurki i czarne converse'y. 
-No i jak.?
-Świetnie.!
-Serio.?
-No przecież sam wybierałem.
-Fajnie jest, ale te trampki mi nie pasują...
-To co wkładasz szpilki.?- zapytał jakby był pewny odpowiedzi. Zaczęłam grzebać w szafie i wyjęłam dość duże pudełko.
-Nieee- skrzywiłam się.- MARTENSY.!!!- i wyjęłam z pudełka ciężkie skórzane buty ze sznurowadłami na grubej podeszwie, sięgające mi do połowy łydek.
-Kobieto zlituj się...
-No co.?
-No bo narzekasz, że dużo ważysz, ale te buty to chyba z 10 kilo jak nic.
-No i trudno, ale mi się podoba. A tobie nie.?
-Podoba mi się, ale wiesz, że wole cię w sukience.
-Niestety, ale chyba będziesz musiał pokochać te glany...- powiedziałam stojąc przed lustrem.
-Wystarczy mi, że kocham ciebie.- podszedł do mnie i objął w talii.
-Ale wezmę je w trasę. Najwyżej będzie czym Horana w łeb walić jak będzie chrapał.
-Już kocham te buciory. 
-Wiedziałam, że je pokochasz.
-No, ale bardziej kocham ciebie.
-Ja też wolę ciebie niż te buty choć są boskie.
-No ja myślę.- i w tej samej chwili jego wargi zetknęły się z moimi. Chciałam, żeby to trwało wiecznie. No, ale nie ku*wa.! Czy kogoś tu obchodzą moje marzenia.?! Oczywiście moja kochana Lizy musiała wsadzić dokładnie w tym momencie do mojego pokoju swoją zacną dupę. 
-Eeee... Te no... Bo ja chciałam zapytać...- chyba ją olśniło, że przerywa właśnie taką zajebistą chwilę.- Głodni jesteście.?- ja ją kuźwa zamorduję. Już myślałam, że ojciec w totka wygrał, czy co, ale ta nie. Ta mi tu kuźwa "Głodni jesteście.?!". Boże z kim ja mieszkam... Wracając do rzeczy-pokręciliśmy przecząco głowami.
-Aha... dobra to ja idę.- już jej chciałam odpalić, że o niczym innym nie marzę, ale.- A i spoko, o niczym nie powiem ojcu.- i puściła nam oczko zamykając drzwi. Zaczęliśmy się śmiać na cały regulator.
-Już ją kocham.!- dodał po ataku głupawki.
-Nie musisz.
-Muszę, w końcu to moja przyszła teściowa, no nie.?- LoL tym tekstem to mnie rozwalił.
-Aha, spoko, świetnie, że w ogóle coś o tym wiem.
-A co nie chcesz.?
-Chcę, ale narazie to mam 16 lat i tak nikt mi ślubu nie da.- powiedziałam rozbawiona do granic możliwości..
-No racja... Ale za dwa lata...
-Pomyśli się. A teraz wreszcie skończmy to pakowanie. Zaczęłam wyjmować z szafy koszulki z wszystkich moich ukochanych rockowych zespołów muzycznych, a było tego na serio sporo. Kiedy wpychałam koszulkę z Pink Floyd do walizki, kończąc załadowywać już trzecią, Harry nagle zaczął jęczeć.
-Ej no weź tego nie bierz.!
-Czemu.?
-No bo to jest trasa One Direction, a nie trasa Nirvany, Metallici, AC/DC, Guns'N Roses i ki chuj wie czego jeszcze.
-Spoko, nie będę tego wkładać na koncerty.
-Mam nadzieję.- odparł zrezygnowany oddając mi koszulkę. Upchnęłam ją do walizy z trudem zamykając. Potem wzięłam czwartą z nich i ładowałam bluzy, swetry i takie tam pierdu pierdu. Włożyłam tam jeszcze ręczniki, pidżamę, moją ukochaną poduchę i różne inne moim zdaniem przydatne rzeczy. Potem spakowałam kosmetyczkę. Rozglądaliśmy się po pokoju czy jeszcze coś nie zostało.
-No to chyba mam wszystko.- powiedziałam upewniając się, że mam już wszystko.
-WoW.! Cztery walizki.! Ja mam sześć plus torbę.
-Ja też jeszcze będę mieć torbę no i gitarę. A pozatym na pewno Zayn weźmie więcej niż cała nasza szóstka.
-Oby tylko nie wziął tej różowej walizki.
-Czemu.? Będzie niezły ubaw.
-No niby tak.
-A właśnie wiem co jeszcze.
-Co.?
-Moje płyty.!- wyszczerzyłam się.
-Ale weźmiesz płytę Kings of Leon.?
-Wezmę.- podeszłam do szuflady , gdzie trzymałam moje płyty i zaczęłam wszystko wywalać.
-Bierzesz wszystkie.?
-Chyba tak. Nie umiałabym chyba żadnej osierocić. No co tu do jasnej ciasnej robi płyta Biebera.?!
-Masz płytę Biebera.?!- myślałam, że Hazza zaraz padnie ze śmiechu na pancerz.
-To nie jest moja płyta.!
-To czyja.?
-Nialla. Jutro mu ją oddam.
-Ale co ona robi u ciebie.
-Puszczał ją na mojej szesnastce.
-A no fakt...- a dalej zaczęłam kopać w płytach. Coś mi nie pasowało. Nie mogłam znaleść jednej mojej płyty.
-Co jest.?
-Gdzie do cholery jasnej jest moja Nirvana.?!
-Nie wiem, nie brałem.
-Wiem. Zaś kuźwa ojciec ją wziął.- westchnęłam przewracając oczami. Wyszłam z pokoju biegnąc po schodach wrzasnęłam.
-Tatooooo.! Gdzie jest mój "Nevermind".?!
-Co.?!!!- weszłam do salonu.
-Płyta... Nirvana... Moja...- zaczęłam akcentować każdy wyraz, żeby pojął.
-Aha, o płytę ci chodzi.
-Taaaak.!
-Jest w sypialni na stoliku od telewizora.
-A i żeby było jasne to weź nie tykaj więcej moich płyt, bo jak zobaczę na niej choć małą ryskę to nie żyjesz.!- zagroziłam.
-Dlaczego.?
-Człowieku czy ty w ogóle masz pojęcie ile ja się naszukałam za tą płytą.?
-No nie...
-To lepiej żebyś nie wiedział.- rzuciłam mu groźne spojrzenie i wyszłam z salonu. W ich sypialni znalazłam moją płytę, z okładką która lekko mnie przerażała, no ale nic. Wróciłam do Harry'ego, który przeglądał moje płyty.
-WoW.! Metallica z osiemdziesiątego pierwszego.! Dziewczyno, skąd ty masz takie rzeczy.?!- zapytał zafascynowany.
-No wiesz, jak dobrze poszukasz...
-Ale te płyty są już teraz warte kupę kasy.
-Wiem, sporo za nie dałam.
-No nie wątpię.- potwierdził. Zaczęliśmy ładować moje płyty do walizki, która z trudem się zapięła.
-No to chyba tyle, która godzina.?
-20:00.
-Matko.! Już.?
-Nooo...
-Padam na ryj.- powiedziałam przykładając głowę do walizy.
-A myślisz, że ja nie.?
-Podejrzewam, że też.
-No to brawo.
-Dobra to co robimy.?
-Nie wiem, pewnie za chwilę mamusia będzie wydzwaniać.
-No to weź ty zostań na noc.
-Mogę.?
-No nie wiesz, nie możesz, najpierw ci to mówię, a teraz nie. Myśl czasem.
-Ok, tylko się matki zapytam. A twój tata się zgodzi.?
-Tak, spoko, już dzisiaj miał poważną rozmowę.
-Aha.
-No to leć do domu.!- kiedy Harry wyszedł, zrobiłam w tył zwrot i poszłam do jadalni gdzie rodzinka żarła kolację.
-Tatusiu, Harry zostaje dzisiaj na noc, może prawda.?- powiedziałam miłym głosem z nutką ironii. Już miał otworzyć usta, ale Liz była pierwsza.
-Oczywiście, że może.- dodała rzucając ojcu głupie spojrzenie.
-Dzięki i smacznego.- odparłam wychodząc. W pokoju wyjęłam mojemu chłopaczynie poduchę i usiadłam na łóżku pakując torbę na jutro. Słońce już praktycznie zaszło, a ja wyszłam na balkon żeby zaczerpnąć trochę powietrza. Te wakacje będą cudowne, jestem o tym przekonana. Jakbym żyła już jutrzejszym dniem. Wpatrywałam się w pierwsze gwiazdy pojawiające się na niebie i w słońce chowające się za horyzontem. To wszystko było nie do uwierzenia, naprawdę.  Ostatni miesiąc pokazał mi, że może rzeczywiście mam szczęście. No może pomijając to pobicie. Mam wspaniałych przyjaciół, cudownego chłopaka i jakby nie patrzeć kochającą rodzinę. W sumie to lubię swoje życie, choć czasem jest ciężko. Stałam zamyślona, aż w końcu poczułam, że ktoś od tyłu mnie obejmuje.
-O czym tak myślisz.?- zapytał.
-Że mam najwspanialszego chłopaka na świecie.- odpowiedziałam.
-Wiem...- i musnął moje usta.
-I co zgodziła się.?
-Zgodziła.- odparł uśmiechnięty.
-To chodź.- dodałam wchodząc do pokoju i zamykając drzwi na balkon. Godzinkę później byliśmy już wyszorowani i w pidżamkach siedzieliśmy w łóżku oglądając Szybcy i Wściekli. W sumie fajny film. Strzelaniny, rozbite wozy itp. Kocham filmy akcji.! Chciał go do oglądać do końca, ale czułam, że ogarnia mnie okropna senność.
-Może już pójdziemy spać.?- zapytał Harry.
-Nie no co ty ja muszę to zobaczyć do końca.- szturchnęłam go lekko w ramię.
-Jak wolisz.- lecz 20 minut później było już po filmie i leciały napisy.
-Dobra, idziemy chrapać, bo trzeba się na jutro wyspać, zwłaszcza, że trzeba wstać przed ósmą.?
-Spoko. Ale ja nie chcę przed ósmą dla mnie wstanie przed dziesiątą to jest kosmos.
-No widzisz. Nie wiem jak ty ale ja uderzam w kimono.
-Ja też.- powieki to mi się normalnie kleiły, pakowanie jest wyczerpujące. Już się nie mogę doczekać jutra... No i masz pięć minut później już kimałam.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Siemka kobietki moje kochane.! ;D No dzisiaj taki krótszy rozdział, bo miał kolejny dzień opisać w tym rozdziale, ale nie chciałam pisać na kilometry więc go podzieliłam. Dzięki za komentarze i za ponad 1500 wejść.! :** No i zachęcam do wzięcia udziału w ankiecie ;)



wtorek, 1 maja 2012

Rozdział 9

Tego ranka obudził mnie budzik w mojej komórce, co oznaczało, że jest już 9:00. Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. O jejciu dzisiaj sobota, rozdanie dyplomów ukończenia liceum i zdania matury.! Udałam się więc do łazienki i wzięłam zimny prysznic. Na szczęście wszystkie siniaki zeszły już z mojej twarzy, więc mogłam jako tako wyglądać. Wczoraj powiedziałam wreszcie ojcu, kto mi to zrobił i z jakiego powodu, ale pod warunkiem, że nie pójdzie do szkoły robić afery, a tym bardziej nie pójdzie z tym na policję. Przyrzekł więc mu wszystko opowiedziałam i teraz mam spokój od głupich pytań. Poszłam do jadalni, wzięłam płatki czekoladowe i zaczęłam je wpieprzać. 
-Lizy, zrobisz mi jakiś fajny fryz.?- zapytałam.
-Jasne. Tylko zjedz i leć do łazienki a ja ci pomogę.
-Dzięki.- dojadłam szybko płatki i pomaszerowałam do łazienki. Dla odmiany chciałam sobie zrobić loki. Zawsze mam proste, więc żeby na specjalną okazję mieć jakieś urozmaicenie. W szufladzie w moim pokoju odkopałam lokówkę. Dołączyła do mnie Elizabeth.
-I co, gotowa.?
-Tak, już znalazłam ją w tym moim syfie.- poszłam do łazienki. Lizy umiała robić śliczne fryzury, więc na serio moje włosy wyglądały świetnie. Rozmyślałam w co by się ubrać, bo i tak w szkole trzeba będzie wkładać te całe idiotyczne togi, czy jakoś tak. Zdecydowałam więc, że włożę po prostu szare rurki, czarny t-shirt i baleriny na koturnie, żeby mi trampki spod tego habitu nie wystawały. Rzęsy przejechałam tuszem, powieki czarnym eyelinerem i usta lekko różowym błyszczykiem. Wyglądałam nawet nie tak źle. Tata i Liz wybierali się razem ze mną na to rozdanie świadectw. Było po 10:00 kiedy wreszcie wpakowaliśmy się do samochodu. W szkole byliśmy 20 po 10:00. Znalazłam sobie miejsce w auli w naszej szkole. Usiadłam obok mojej kochanej "dziczy". Narazie był tylko Louis, Zayn i Liam. Natomiast mojego Harolda oraz  Niallera ani śladu. Zajęłam miejsce i czekaliśmy na resztę. Wkońcu wpadł zdyszany Niall.
-Gdzie to cię panie Horan tak wywiało.?- zapytał Lou kiedy Niall wbiegł do auli.
-Nigdzie, po kebeba skoczyłem.
-A widziałeś, że masz całą koszulę od sosu.?- zapytałam wskazując palcem na jego białą koszulę całą ufajdaną jakimś żółtym sosem.
-Eee tam, włoży się togę i nie będzie widać.
-Świetnie...
-A nie wiecie może gdzie się Harry podziewa.?- spytał Liam. Pokiwaliśmy przecząco głowami. 
-Jak zam życie to albo układa sobie loczki albo lata ze ściereczką dookoła swojego Lamborgini i sprawdza, czy przypadkiem nie ma jakiejś plamki, albo coś...- dodał Louis. 
-A właśnie Destiny, gdzie twoi rodzice, a właściwie twój tata i Elizabeth.?- zapytał blondyn kończąc jeść kebaba.
-Pewnie gdzieś z tyłu siedzą. A wasi.?
-Też tam gdzieś, pogadają se, przynajmniej nie będą zrzędzić.- odparł Zayn.
-Mam nadzieję...- i wtedy wparował do nas nie kto inny jak pan Styles. Był cały zdyszany i leciał przez szkolną aulę chyba z 50 na godzinę. Po drodze wypadł mu portfel, komórka i jeszcze parę innych ciekawych rzeczy, po które musiał się wracać.
-No nareszcie jesteś, bo już myśleliśmy, że ci ktoś włosy wyprostował.- powitał do Lou.
-Tssa bardzo śmieszne, tak źle to nie było.
-A co się stało tym razem.?- zapytał Louis rozbawiony widokiem z lekka nieokrzesanego Harry'ego, który wpychał właśnie telefon do kieszeni w spodniach.
-No więc, pojechałem dzisiaj rano odebrać z pralni marynarkę, żeby tu jakoś wyglądać i zatrzasnąłem sobie w aucie kluczyki. No i leciałem na piechotę z pralni do domu przez całe miasto z marynarką w ręce, a ludzie gapili się na mnie jak na jakiegoś kretyna. A żeby tego było mało nie mogłem znaleść zapasowych kluczyków do samochodu, więc do szkoły również musiałem zasuwać na nogach i takim oto sposobem się spóźniłem. Fajnie, nie.?
-No, ale przynajmniej masz czystą marynarkę.- stwierdziłam.
-No, to jest pocieszające...
-Tak samo jak to, że za chwilę musisz na siebie włożyć tą żalowatą togę i i tak nie będzie ci jej widać.- dodał Liam.
-Dzięki, to żeś mnie rzeczywiście pocieszył.
-A twoja rodzinka też zasuwała na piechotkę.?
-Nie oni szukają tych głupich kluczyków i jak je znajdą to skoczą po auto i dojadą.
-Znając ciebie i twój burdel to może im zająć czas do końca wakacji.
-Nie wykluczone...
-Dobra to chodźmy wreszcie po te głupie togi bo zostaną same XXL.- pogoniłam ich.
-Dobra.- i ruszyliśmy w stronę szkolnej szatni gdzie stała woźna i rozdawała te urocze kiecki. 
-Jaki rozmiar podać.?- zapytała nas kiedy tylko podeszliśmy do stolika na którym leżała tona szmat.
-Ee.. Jedną damską i pięć męskich. A rozmiar...- zaczęłam.
-Zostały tylko S albo XL.
-No to bierzemy S.
-Proszę.- i podała nam 6 rozciągniętych  sukienek oraz te idiotyczne czapki. Kiedy to na siebie włożyliśmy wyglądaliśmy jak stado kretynów. Mieliśmy na sobie niebieskie barchany i głupie czapki. Masakra.! Tak trochę jak jakaś sekta religijna. No ale nic, w końcu będę to mieć na sobie pierwszy i jak mam nadzieję ostatni raz w życiu. Nieco dziwnie się czując opuściliśmy szkolną szatnie, niestety nie dane było nam ujść daleko bo zaatakowały nas nasze kochane rodzinki z aparatami fotograficznymi, czułam się jak po ataku paparazzich. Boże, po sesji zdjęciowej podreptaliśmy do szkolnej auli, gdzie nie czuliśmy się już tak głupio, bo pozostałe osiemdziesiąt osób miało na sobie te same durne ubrania. Później na scenę wkroczyli nauczyciele wraz z dyrektorem i zaczęli swoje opowiastki. Jedyne osoby jakie ich słuchały to rodzice uczniów. Później zaczęli wręczać dyplomy.
-A teraz klasa 3b.- zaczął dyrektor.- Kristen Avan, Mike Baldon, Destiny Black.- usłyszałam swoje nazwisko, więc udałam się na scenę, aby odebrać mój dyplom. Potem uśmiechnęłam się do zdjęcia, które cykał mój tata i cała szczęśliwa powróciłam na miejsce. 
-Alice Harrison, Niall Horan.- czytał dalej, a Nialler ruszył w kierunku sceny.- Travis Kers, Kate Lawson, Miranda Morris, Zayn Malik.- i wtedy Zayn ruszył się z krzesła i poszedł po swój dyplom. -Liam Payne, Emily Piche.- ciągnął dalej.- Monica Shaner, Harry Styles, Louis Tomilnson.- i Larry powlekli się do dyrektora. Kiedy już skończyło się to całe rozdanie świadectw i dyplomów wszyscy robili sobie foty itp. Nawet rodzinka Hazzy odkopała wreszcie kluczyki od auta i dojechała do szkoły. Później poszliśmy odnieść do woźnej te kiecki i modliliśmy się, żeby nigdy w życiu już ich nie włożyć. Później wszyscy ruszyliśmy na parking. Nagle Zayn dostał SMS, zrobił dziwną minę i powiedział tylko:
-Zbiórka dzisiaj o 15:00 u Harry'ego.
-Czemu u mnie.?- a Malik podszedł tylko do niego i zdzielił do w loczki.
-Ja też mam przyjść.?- zapytałam.
-Ty przede wszystkim.
-Ok.- szczerze mówiąc to nie miałam zielonego pojęcia o co może chodzić. Kiedy dojechaliśmy do domu popędziłam na górę, żeby się przebrać. Włożyłam czarną koszulkę z napisem "Metallica", na to białą, rozpinaną bluzę z kapturem, postrzępione, jeansowe szorty i białe converse'y. Włosy spięłam w wysokiego kucyka i zeszłam do jadalni na obiad. Tata i Lizy byli jak widziałam bardzo szczęśliwi i dumni ze mnie, że skończyłam liceum z dobrą średnią i to idąc do szkoły ze starszym o rok rocznikiem. Właśnie dobierałam się do ziemniaka, kiedy tata zabrał głos po długiej ciszy:
-No Destiny, co chciałabyś dostać od nas na koniec szkoły.? No nie wiem może chciałabyś gdzieś pojechać na wakacje.? Jakby coś to mów śmiało.
-Wiesz tato, pomyślę, ale teraz muszę lecieć, bo już trzecia i jak się nie stawię to mi chłopaki głowę urwą.
-Dobrze to pogadamy potem.
-Ok, kocham was pa.- i wyszłam z domu. Po chwili byłam już u Harry'ego. Zadzwoniłam do drzwi, otworzyła jego mama i powitała mnie szerokim uśmiechem.
-Cześć Destiny.
-Dzień dobry. Chłopaki już są.?
-Tak siedzą w pokoju u Harry'ego. Dopilnuj, żeby nie roznieśli pokoju.- popatrzyła błagalnym wzrokiem. Myślałam na początku, że żartuje i już chciałam się roześmiać, ale zobaczyłam, że ona chyba na serio więc w porę ugryzłam się w język.
-Dobrze, zrobię wszystko co w mojej mocy.- po czym udałam się po schodach na górę. W pokoju toczyła się dość ożywiona gadka. 
-Dobra gadać kogo żeście zabili.?- zapytałam otwierając drzwi.
-Nikogo.- rzucił Lou.
-To o czym chcecie mnie poinformować.? 
-No bo...
-No bo co.?
-No...
-No gadaj wreszcie.!
-No więc 3 godziny temu jak zapewne wiesz dostałem SMS-a.- zaczął Zayn.
-Wiem i co w związku z tym.?
-A to, że dostaliśmy info, że za 3 dni ruszamy w trasę...
-Co.?! Na ile.?
-Na całe wakacje.
-Chyba żartujecie. Jak ja tu bez was wytrzymam.?- zapytałam, a na myśl o rozstaniu z moimi "braćmi" chciało mi się płakać. Usiadłam na łóżku i przytuliłam się do Harry'ego.
-Czekaj skarbie, to jeszcze nie koniec.- powiedział. Uniosłam wzrok.-Wiem, że nie możemy bez siebie wytrzymać tygodnia dlatego chcemy, żebyś pojechała razem z nami.
-Naprawdę.?
-Naprawdę. Jeśli nie masz planów na wakacje.- dodał Liam.
-Nie no jasne, że nie mam.
-Destiny... 
-No...
-A mogłabyś grać podczas naszych koncertów na gitarze.?
-N-no nie wiem...- nie byłam pewna czy uda mi się sprostać temu wyzwaniu. Po porażce w X-Factorze, jakoś straciłam chęć by dzielić się z innymi moją muzyką.
-Dlaczego.? Destiny, nie znam drugiej osoby, która tak ogarnia gitarę elektryczną jak ty.- przekonywał mnie Liam.
-Nie jestem pewna...
-Kobieto, to twoja pasja, część twojego życia, na pewno chcesz zmarnować taką szansę.?
-Nie, ale...
-No proszę, pojedziemy razem, a poza tym zamiast siedzieć w domu zjedziesz z nami całą Wielką Brytanię wzdłuż i wszerz.- powiedział Harry.
-Może i macie rację, ale musiałabym trochę poćwiczyć.
-O to się nie martw, będziesz miała na to czas, przecież my też będziemy mieć próby.
-No dobrze. Idę na to. Ale jak przekonać tatę.?
-A masz na niego jakiegoś haka, może coś ci obiecał, no nie wiem.
-Chyba mam haka i do tego mocne argumenty.- wyszczerzyłam się przypominając sobie o tym, co mówił mi tata przy obiedzie.
-No na co ty dziewczyno jeszcze czekasz, leć i błagaj ojca.!- wrzasnął Niall opluwając Zayna petitkami. Ruszyłam w stronę drzwi.
-Zaczekaj na mnie.!- ryknął Harry i omało nie zabił się o siedzącego na podłodze Louisa. Kiedy byliśmy na dole, dodałam:
-Wiesz, chyba lepiej będzie jak sama to z nim załatwię.
-No dobrze, ale przyjdź później do mnie, ok.?
-Ok.- i dałam mu buziaka.- To ja lecę ojca szantażować.!- i udałam się w stronę domu. 
-Destiny, to ty.?
-A kogoś jeszcze się spodziewałeś.?
-No nie...
-To weź mi nie zadawaj głupich pytań. Zrobisz to dla mnie.?
-Dobrze. A możemy teraz pogadać.
-Jasne.
-To co wymyśliłaś już sobie ten prezent.?- zapytał kiedy usiedliśmy w salonie.
-Tak.
-No to słucham propozycji.
-Więc chłopaki poinformowali mnie, że ruszają w trasę koncertową po UK. I chciałabym jechać z nimi. Dla nich nie ma problemu i chcą, żeby grała na koncertach na mojej gitarze. Tato, proszę.!- i zrobiłam minkę zbitego pieska.
-No nie jestem przekonany...
-Ale tato po pierwsze to mi obiecałeś, po drugie to będę miała super wakacje, a po trzecie to mogę czegoś się przy okazji nauczyć na gitarze.
-No dobrze, ale co ze studiami.
-To tylko przez wakacje, 1 września już będziemy w Londynie. Tatku, mamy już wybrany college, będzie trzeba tylko obczaić jakiś domek, plis.!
-No niech będzie, jeśli takie jest twoje życzenie to proszę.- powiedział.
-Dzięki.!!!- i uściskałam go. Potem ruszyłam do holu. 
-A ty dokąd.?
-Ja idę do Harry'ego, niedługo wrócę.- i cała happy wyskoczyłam z domu. Pobiegłam do domu mojego chłopaka. Potem dopadłam dzwonek do drzwi i nacisnęłam go chyba z piętnaście razy. Drzwi otworzył Harry.
-I co, zgodził się.?- zapytał niepewnie, jakby bał się negatywnej odpowiedzi. Widziałam, że jego zielone paczałki były przepełnione nadzieją.
-Tak.!!! Zgodził się.!!!- wrzasnęłam tak głośno, że nie zdziwię się jak mnie w Londynie słyszeli. Rzuciłam mu się w ramiona, a on zaczął mnie obracać wokół własnej osi. Dzięki bogu, że mieli na tyle szeroki korytarz, bo inaczej mogłoby się to dla mnie źle skończyć. 
-Jejciu, co to za wrzaski.?- zapytał Robin, ojczym Harry'ego, kiedy Hazza wreszcie odstawił mnie na ziemię.
-Em... To ja, przepraszam. -odparłam.
-Nie, nie ma za co, ale królowa Elżbieta dzwoniła z pytaniem, czy w domu wszyscy zdrowi.- matko ten facet jest prze. Harry dziwnie się na niego popatrzył i ryknęliśmy śmiechem.
-No to mu powiedz, że złapaliśmy lekką głupawkę.- powiedział.
-Ok.- a my poszliśmy na górę. Harry delikatnie zamknął drzwi. Oparłam się o ścianę. Zbliżył się do mnie i objął mnie w talii. Po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku. Harry muskał moje usta coraz zachłanniej. Zrobiłam to samo. Było cudownie. Potem usiedliśmy na łóżku i wtuleni w siebie przeglądaliśmy albumy ze zdjęciami. 

*z perspektywy Harry'ego*

Oglądaliśmy moje albumy, które zawsze trzymałem na regale w swoim pokoju. Przewróciłem kartkę w albumie na kolejną stronę i naszym oczom ukazało się pewne zdjęcie. Byłem na nim ja, Destiny i mały Malik. Były na nim też nasze mamy. Na tym zdjęciu mieliśmy może po 3 lata. Zostało ono zrobione u nas w ogródku.
-Destiny, patrz.! To ja, ty, Zayn, moja mama, mam Zayna i...
-Moja mama...- dokończyła,a jej oczy momentalnie wypełniły się łzami. Wiem, że bardzo za nią tęskniła. Kiedy jej mama zginęła, ona miała zaledwie 5 lat. To musiało być straszne. Przytuliłem Destiny i otarłem łzy, które spływały po jej policzkach. Ona dotykała zdjęcia opuszkami palców, ocierając łzę. 
-Bardzo bym chciała, żeby tu teraz ze mną była. Tęsknię za nią...
-Pamiętaj, że ona tu teraz jest i nadal cię kocha.
-A myślisz, że w niebie jest szczęśliwa.?- zapytała brązowooka unosząc wzrok do góry.
-Możliwe, ale szczęśliwsza byłaby tutaj.
-Tak sądzisz.
-Tak, tak sądzę.- powiedziałem uśmiechając się do niej. Destiny dalej wpatrzona była w zdjęcie na którym jej mama trzymała ją na rękach. Wiem, że nasze matki się przyjaźniły. Moja mama też czasem o niej wspomina. Przewróciłem stronę w albumie i zobaczyłem zdjęcie, na którym byłem z moim prawdziwym tatą i siostrą. Brakowało mi go. Choć zawsze był zapracowany i poświęcał nam mało czasy to i tak go kochałem. Wiadomość, że rodzice się rozwodzą było najokropniejszą rzeczą jaką w życiu usłyszałem. Pamiętam, że wtedy zalewałem się łzami, ale oni twierdzili, że tak będzie lepiej dla wszystkich. Potem mama wyszła za Robina, którego pokochałem jak własnego tatę. On próbował mi zastąpić ojca, którego nigdy do końca nie miałem, bo mój ciągle siedział w pracy. Poza tym potem mój prawdziwy tata odzywał się coraz rzadziej. Ostatnio widziałem się z nim ponad rok temu, dzwonił jak skończyliśmy X-Factor, a na 18 urodziny wysłał mi jedynie kratkę z życzeniami. Pewnie stwierdził, że skoro jestem już dorosły to nie potrzebuję ojca. Szkoda, że aż tak słabo mnie znał, żeby wiedzieć że wcale tak nie jest. Po chwili ciszy zamknąłem album. Nie chciałem przywoływać sobie więcej złych wspomnień.
-To co robimy.?- zapytałem.
-Może pomogę ci się spakować, a ty jutro pomożesz mnie.?
-Dobry pomysł.- wyszczerzyłem się. Zwlekliśmy się z mojego łóżka. Destiny otworzyła moją szafę i wydała z siebie okrzyk przerażenia.
-Jezusie, Chrystusie, Panie.!!! 
-Co jest.?
-Czy ty wiesz człowieku ile masz ciuchów.?! Przecież my tego do końca wakacji nie spakujemy.!- popatrzyła na mnie wybałuszając gały. Po dwóch godzinach spakowaliśmy ciuchy na koncerty, spotkania z fanami itp. Potem uporaliśmy się z czymś w czym mogłem chodzić po tour busie. Takie tam koszulki, dresowe gacie, trampki i reszta potrzebnych rzeczy. Ale kiedy weszliśmy do łazienki moja dziewczyna znowu jęknęła rozpaczliwie.
-Ja pierdzielę Harry ile ty tego masz.?
-No wiesz, taka fryzura sama się nie ułoży.- odparłem przeczesując sobie loczki palcami. Zaczęliśmy więc ładować do kosmetyczki wszystkie moje żele do włosów i inne mazidła. Kiedy będziemy wyjeżdżać to włożę tam jeszcze szczoteczkę, pastę itp. Kiedy sześć moich walizek zostało spakowanych, cali zmachani usiedliśmy przy biurku.
-Wiesz może, która godzina.?- zapytała.
-Po 22. A co.?
-A to, że jak zaraz nie stawię się w domu to mi ojciec głowę odrąbie piłą mechaniczną.
-Uuu.- skrzywiłem się z obrzydzenia.- To może zostaniesz u mnie na noc.?- zapytałem błagalnym tonem.
-Nie, tata się nie zgodzi.- spuściła głowę.
-A ty chciałabyś zostać.?
-Tak, ale...
-Czekaj, ja zapytam mamy.
-Ok.
-Mamooooo.!- wydarłem się schodząc na dół.
-Tak, skarbie, co się stało.?- oparłem się o ścianę w kuchni, gdzie mama i Robin wcinali kolację i słitaśnie się uśmiechnąłem. Mamusia stwierdziła raz, że to dodaje mi uroku więc warto było spróbować.
-Mamusiu, czy Destiny może zostać u nas na noc.?- zapytałem mrugając oczami.
-Eee...- zacięło ją jak przeżuwała kawałek kurczaka.- W jakim sensie.?- zapytała lekko przestraszona. Robin też nie miał zbyt fajnej miny. Boże.! Ja rozumiem o co im chodziło. Wywróciłem tylko oczami.
-W normalnym. Jejku.! Weźcie wyluzujcie, doskonale wiecie, że nie mam tego na myśli.
-Taaak, wiemy...
-No to weźcie się ogarnijcie.
-No bardzo cię przepraszam synku, że w wieku 42 lat nie zamierzam zostać babcią.
-Jezu.!- westchnąłem.- Mogę ci przyrzec z ręką na sercu, że dzisiaj nie zostaniesz.
-Pocieszające...
-To jak, może zostać.?- zapytałem przymilnym głosem.
-Tak, tak może zostać. Jeżeli tylko jej ojciec się zgodzi.- powiedziała dla świętego spokoju.
-Dzięki mamuś.!!- i przytuliłem moją rodzicielkę. Popędziłem szybko na górę.
-Zgodziła się.!- krzyknąłem w drzwiach.
-Na pewno.?- zapytała Destiny podejrzliwie.
-Na pewno.- zapewniłem.
-Dobra. tylko teraz weź przekonaj mojego ojca.
-Spoko, coś się wymyśli.
-No to chodźmy.
*z perspektywy Destiny*

Weszliśmy do domu. Mój tata chyba nas nie zauważył, bo siedział w salonie przed telewizorem oglądając jakiś tępy japoński teleturniej. Jezu, Chryste tak się rył. Nigdy nie pojmę co może być śmieszego w teleturnieju po japońsku, z którego i tak się nic nie rozumie. Widziała nas za to Liz, która jak zwykle siedziała w kuchni. Przyłożyłam sobie palec do ust, na znak, żeby nic nie mówiła o naszej obecności w domu. Skinęła głową. Udaliśmy się zatem do mojego pokoju na górę. Wyjęłam z szafy czarną, sportową torbę z Adidas'a i zaczęłam do niej ładować jakieś ciuchy na jutro, ręcznik i kosmetyczkę. Przewiesiłam ją przez ramię i na palcach zaczęliśmy schodzić po schodach. Niestety, w japońskim teleturnieju była przerwa i  tatuś wychodził właśnie z pokoju. 
-Zaraz, zaraz, dokąd to moja panno.?- zapytał, a my zatrzymaliśmy się.
-Idę na noc do Harry'ego.- stwierdziłam stanowczo. Jednak tata lampił się na mnie jakbym się z choinki urwała.
-Ty, żartujesz, no nie.?
-Nie wcale, nie żartuję.
-Moja mama się zgodziła więc nie ma problemu.- zaczął Hazza, ale ten dalej się na nas gapił jak na parę kretynów.
-Mowy nie ma.
-Ale tato.!- jęknęłam.
-Nie ma żadnych ale. Nie i koniec.!!!
-Tato, choć na chwilkę, musimy chyba pogadać na osobności.- powiedziałam rzucając mu groźne spojrzenie.- Poczekaj tu, Harry. Pociągnęłam ojca do kuchni.
-Tato, czy ciebie już do końca pogrzało.?!
-Nie, ale nie pójdziesz do niego na noc.
-Ale dlaczego.?!
-Już ty wiesz dlaczego...
-Jesteś okropny.!!! Boże, z kim ja w ogóle mieszkam.! Co za szczęście, że za 2 dni już mnie tu nie będzie. TY mnie w ogóle nie kochasz.!
-Kocham cię...
-Nie.!!! Bo gdybyś mnie kochał to pozwoliłbyś mi iść do Harry'ego i nie ograniczałbyś mnie we wszystkim co robię.! Nie jestem już małą dziewczynką!
-Masz 16 lat i nie jesteś pełnoletnia, co oznacza, że nadal jesteś dzieckiem.
-Prawie 17.!- podkreśliłam.
-Destiny, idź do Harry'ego.- przerwała Liz.
-Poważnie, mogę.?
-Tak masz moją zgodę.
-Dzięki, dzięki, dzięki.- zapiszczałam przytulając ją.
-Spoko nie ma za co.- ojcu to normalnie szczena na podłogę spadła. Widziałam tą jego zajebistą minę zdziwienia i bezradności. Oł jee 1:o dla mnie.
Pociągnęłam mojego chłopaka za rękę bo chciałam jak najszybciej opuścić ten dom wariatów.

*z perspektywy Elizabeth*

-Czy ciebie kobieto coś za przeproszeniem boli.?!!!- ryknął Michael, kiedy Destiny i Harry opuścili dom.
-Nie, ale dziwne, żebym to ja lepiej rozumiała formalnie zupełnie obce mi dziecko niż jej rodzony ojciec.!
-No, ale...
-Posłuchaj, ona czuje się w tym domu po prostu uwięziona. Nie widzisz, że jest obciążona tą twoją nadmierną troską.?!
-No może, ale wolę ją pilnować zanim zrobi coś głupiego.! Wolę uważać co oni robią jak są sami.- popatrzył się na mnie dziwnie.
-Jezu.! Ty nienormalny jesteś, na serio.!
-No, ale...
-Posłuchaj człowieku, ona za 2 miesiąc wyjeżdża na studia do Londynu, gdzie będzie mieszkać bez ciebie i nie będziesz miał wpływu na jej decyzje. A poza tym jedzie na wakacje w trasę koncertową, gdzie będzie mieszkać z pięcioma facetami na 30 metrach kwadratowych.!
-No to żeś mnie pocieszyła...- rzekł smutno.
-Nie nie, pocieszyłam cię, ale ci to uświadomiłam.
-Dzięki, wiesz.
-Taka jest prawda.
-Może i masz rację....
 *z perspektywy Harry'ego*

-Moja rodzina jest chora, przepraszam.- jęknęła gdy weszliśmy do mojego pokoju. 
-Spoko, myślisz, że moi dzisiaj w kuchni byli lepsi.
-Matko, oni tylko myślą o jednej rzeczy, której może nie wypowiem na głos.- powiedziała odkładając swoją torbę, gdzieś na ziemię.
-Hehe no wiem. Dobra teraz przepraszam, ale muszę iść do matki, żeby mi poduchę dla ciebie dała.
-Ok, będę tu czekać.- zaszedłem na dół.
-Mamo.!
-Tak.?
-Gdzie mamy poduchy.?
-Synek, mieszkasz już w tym domu przez 18 lat i dalej się nie nauczyłeś.?
-No najwidoczniej nie.
-Eh... W gościnnym w szafie.
-Dobra, może zapamiętam.
-No ja mam nadzieję.- poszedłem więc do gościnnego pokoju i wyjąłem z szafy poduchę dla mojej ukochanej. 
-Tadam.! Może być.?- zapytałem wchodząc do pokoju.
-No jasne.
-To co robimy.?
-Może się pójdę umyć.?
-Ok, a pooglądamy potem film.?
-Spoko.
-Ale jaki.?
-No nie wiem, znajdź jakiś fajny.
-Ok, zaś będzie na czym płakać.
-Oj tam, oj tam. Przyjamniej nie wstydzisz się swoich uczuć i za to cię kocham.- powiedziała dając mi buziaka. Uśmiechnąłem się do brązowowłosej, która z ręcznikiem, kosmetyczką i pidżamą pod pachą zmierzała w kierunku łazienki. Ona poszła myć zwłoki, a ja grzebałem w laptopie szukając czegoś do obejrzenia. Zdecydowałem się na "Titanica". Tradycyjny wyciskacz łez. Ubrałem się w pidżamę i usiadłem na łóżku. Nie wziąłem popcornu bo bym dostał opieprz od matki za żarcie w łóżku. Ułożyłem laptopa na pościeli. Po chwili drzwi w pokoju się otworzyły i stanęła w nich Destiny.
-Tylko się nie śmiej z mojej pidżamy.- powiedziała wchodząc do sypialni. Zleciałem ją wzrokiem od stóp do głów. Miała na sobie białą koszulkę, długie, luźne, różowe spodnie w błękitne misie, a włosy miała uczesane w luźnego koczka. Uroczo wyglądała. Nie chciała żebym się śmiał, ale trudno było nie uśmiechnąć się od ucha do ucha widząc ją w różowych spodniach. Nie znosiła tego koloru, a jednak. 
-Mówiłam ci żebyś się nie śmiał.!- i udając urażoną cisnęła we mnie ręcznikiem.
-Ja się nie śmieję tylko uśmiecham. Słodko wyglądasz.
-No właśnie.!
-Oj daj spokój, każda dziewczyna ma coś różowego w szafie. Ja lubię różowy, a bynajmniej dziewczyną nie jestem.
-No dobra...- odparła zrezygnowana.- To co wybrałeś.?- zapytała siadjąc obok mnie.
-Titanica, no wiesz klasyka.
-Spoko. Kocham ten film.- odpaliłem laptopa. Chociaż widzieliśmy ten film wiele razy, to i tak oglądaliśmy go w napięciu jakby wyczekiwaliśmy, nowego, szczęśliwszego zakończenia. Ciągle płakaliśmy. Najbardziej wtedy kiedy 
 Jack zamarzł. Kiedy film się skończył było grubo po pierwszej w nocy. Oczy zaczęły się nam zamykać.
-Kładziemy się.?- zaproponowałem.
-Yhm...- zgasiłem światło.
-Nie no normalnie nie wierzę, że jedziemy w trasę.
-Ja też. Cieszę się, że tatę udało się ubłagać.
-Jeszcze rok temu coś takiego się mi nie śniło.
-Mnie też nie.- Ale śpijmy już, bo musisz mi się pomóc jutro spakować.-dodała przytulając si do mnie. Przeciągnąłem się i momentalnie zasnęliśmy.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Nudy, wiem... Niestety ostatnio brak mi weny. :( 
JESTEŚCIE WIELKIE DZIEWCZYNY.!!! NAPRAWDĘ, DZIĘKI ZA TĄ MASĘ KOMENTARZY :D To mnie motywuje do dalszego pisania, więc liczę na was ;***