One Direction

One Direction
One Direction story...

wtorek, 1 maja 2012

Rozdział 9

Tego ranka obudził mnie budzik w mojej komórce, co oznaczało, że jest już 9:00. Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. O jejciu dzisiaj sobota, rozdanie dyplomów ukończenia liceum i zdania matury.! Udałam się więc do łazienki i wzięłam zimny prysznic. Na szczęście wszystkie siniaki zeszły już z mojej twarzy, więc mogłam jako tako wyglądać. Wczoraj powiedziałam wreszcie ojcu, kto mi to zrobił i z jakiego powodu, ale pod warunkiem, że nie pójdzie do szkoły robić afery, a tym bardziej nie pójdzie z tym na policję. Przyrzekł więc mu wszystko opowiedziałam i teraz mam spokój od głupich pytań. Poszłam do jadalni, wzięłam płatki czekoladowe i zaczęłam je wpieprzać. 
-Lizy, zrobisz mi jakiś fajny fryz.?- zapytałam.
-Jasne. Tylko zjedz i leć do łazienki a ja ci pomogę.
-Dzięki.- dojadłam szybko płatki i pomaszerowałam do łazienki. Dla odmiany chciałam sobie zrobić loki. Zawsze mam proste, więc żeby na specjalną okazję mieć jakieś urozmaicenie. W szufladzie w moim pokoju odkopałam lokówkę. Dołączyła do mnie Elizabeth.
-I co, gotowa.?
-Tak, już znalazłam ją w tym moim syfie.- poszłam do łazienki. Lizy umiała robić śliczne fryzury, więc na serio moje włosy wyglądały świetnie. Rozmyślałam w co by się ubrać, bo i tak w szkole trzeba będzie wkładać te całe idiotyczne togi, czy jakoś tak. Zdecydowałam więc, że włożę po prostu szare rurki, czarny t-shirt i baleriny na koturnie, żeby mi trampki spod tego habitu nie wystawały. Rzęsy przejechałam tuszem, powieki czarnym eyelinerem i usta lekko różowym błyszczykiem. Wyglądałam nawet nie tak źle. Tata i Liz wybierali się razem ze mną na to rozdanie świadectw. Było po 10:00 kiedy wreszcie wpakowaliśmy się do samochodu. W szkole byliśmy 20 po 10:00. Znalazłam sobie miejsce w auli w naszej szkole. Usiadłam obok mojej kochanej "dziczy". Narazie był tylko Louis, Zayn i Liam. Natomiast mojego Harolda oraz  Niallera ani śladu. Zajęłam miejsce i czekaliśmy na resztę. Wkońcu wpadł zdyszany Niall.
-Gdzie to cię panie Horan tak wywiało.?- zapytał Lou kiedy Niall wbiegł do auli.
-Nigdzie, po kebeba skoczyłem.
-A widziałeś, że masz całą koszulę od sosu.?- zapytałam wskazując palcem na jego białą koszulę całą ufajdaną jakimś żółtym sosem.
-Eee tam, włoży się togę i nie będzie widać.
-Świetnie...
-A nie wiecie może gdzie się Harry podziewa.?- spytał Liam. Pokiwaliśmy przecząco głowami. 
-Jak zam życie to albo układa sobie loczki albo lata ze ściereczką dookoła swojego Lamborgini i sprawdza, czy przypadkiem nie ma jakiejś plamki, albo coś...- dodał Louis. 
-A właśnie Destiny, gdzie twoi rodzice, a właściwie twój tata i Elizabeth.?- zapytał blondyn kończąc jeść kebaba.
-Pewnie gdzieś z tyłu siedzą. A wasi.?
-Też tam gdzieś, pogadają se, przynajmniej nie będą zrzędzić.- odparł Zayn.
-Mam nadzieję...- i wtedy wparował do nas nie kto inny jak pan Styles. Był cały zdyszany i leciał przez szkolną aulę chyba z 50 na godzinę. Po drodze wypadł mu portfel, komórka i jeszcze parę innych ciekawych rzeczy, po które musiał się wracać.
-No nareszcie jesteś, bo już myśleliśmy, że ci ktoś włosy wyprostował.- powitał do Lou.
-Tssa bardzo śmieszne, tak źle to nie było.
-A co się stało tym razem.?- zapytał Louis rozbawiony widokiem z lekka nieokrzesanego Harry'ego, który wpychał właśnie telefon do kieszeni w spodniach.
-No więc, pojechałem dzisiaj rano odebrać z pralni marynarkę, żeby tu jakoś wyglądać i zatrzasnąłem sobie w aucie kluczyki. No i leciałem na piechotę z pralni do domu przez całe miasto z marynarką w ręce, a ludzie gapili się na mnie jak na jakiegoś kretyna. A żeby tego było mało nie mogłem znaleść zapasowych kluczyków do samochodu, więc do szkoły również musiałem zasuwać na nogach i takim oto sposobem się spóźniłem. Fajnie, nie.?
-No, ale przynajmniej masz czystą marynarkę.- stwierdziłam.
-No, to jest pocieszające...
-Tak samo jak to, że za chwilę musisz na siebie włożyć tą żalowatą togę i i tak nie będzie ci jej widać.- dodał Liam.
-Dzięki, to żeś mnie rzeczywiście pocieszył.
-A twoja rodzinka też zasuwała na piechotkę.?
-Nie oni szukają tych głupich kluczyków i jak je znajdą to skoczą po auto i dojadą.
-Znając ciebie i twój burdel to może im zająć czas do końca wakacji.
-Nie wykluczone...
-Dobra to chodźmy wreszcie po te głupie togi bo zostaną same XXL.- pogoniłam ich.
-Dobra.- i ruszyliśmy w stronę szkolnej szatni gdzie stała woźna i rozdawała te urocze kiecki. 
-Jaki rozmiar podać.?- zapytała nas kiedy tylko podeszliśmy do stolika na którym leżała tona szmat.
-Ee.. Jedną damską i pięć męskich. A rozmiar...- zaczęłam.
-Zostały tylko S albo XL.
-No to bierzemy S.
-Proszę.- i podała nam 6 rozciągniętych  sukienek oraz te idiotyczne czapki. Kiedy to na siebie włożyliśmy wyglądaliśmy jak stado kretynów. Mieliśmy na sobie niebieskie barchany i głupie czapki. Masakra.! Tak trochę jak jakaś sekta religijna. No ale nic, w końcu będę to mieć na sobie pierwszy i jak mam nadzieję ostatni raz w życiu. Nieco dziwnie się czując opuściliśmy szkolną szatnie, niestety nie dane było nam ujść daleko bo zaatakowały nas nasze kochane rodzinki z aparatami fotograficznymi, czułam się jak po ataku paparazzich. Boże, po sesji zdjęciowej podreptaliśmy do szkolnej auli, gdzie nie czuliśmy się już tak głupio, bo pozostałe osiemdziesiąt osób miało na sobie te same durne ubrania. Później na scenę wkroczyli nauczyciele wraz z dyrektorem i zaczęli swoje opowiastki. Jedyne osoby jakie ich słuchały to rodzice uczniów. Później zaczęli wręczać dyplomy.
-A teraz klasa 3b.- zaczął dyrektor.- Kristen Avan, Mike Baldon, Destiny Black.- usłyszałam swoje nazwisko, więc udałam się na scenę, aby odebrać mój dyplom. Potem uśmiechnęłam się do zdjęcia, które cykał mój tata i cała szczęśliwa powróciłam na miejsce. 
-Alice Harrison, Niall Horan.- czytał dalej, a Nialler ruszył w kierunku sceny.- Travis Kers, Kate Lawson, Miranda Morris, Zayn Malik.- i wtedy Zayn ruszył się z krzesła i poszedł po swój dyplom. -Liam Payne, Emily Piche.- ciągnął dalej.- Monica Shaner, Harry Styles, Louis Tomilnson.- i Larry powlekli się do dyrektora. Kiedy już skończyło się to całe rozdanie świadectw i dyplomów wszyscy robili sobie foty itp. Nawet rodzinka Hazzy odkopała wreszcie kluczyki od auta i dojechała do szkoły. Później poszliśmy odnieść do woźnej te kiecki i modliliśmy się, żeby nigdy w życiu już ich nie włożyć. Później wszyscy ruszyliśmy na parking. Nagle Zayn dostał SMS, zrobił dziwną minę i powiedział tylko:
-Zbiórka dzisiaj o 15:00 u Harry'ego.
-Czemu u mnie.?- a Malik podszedł tylko do niego i zdzielił do w loczki.
-Ja też mam przyjść.?- zapytałam.
-Ty przede wszystkim.
-Ok.- szczerze mówiąc to nie miałam zielonego pojęcia o co może chodzić. Kiedy dojechaliśmy do domu popędziłam na górę, żeby się przebrać. Włożyłam czarną koszulkę z napisem "Metallica", na to białą, rozpinaną bluzę z kapturem, postrzępione, jeansowe szorty i białe converse'y. Włosy spięłam w wysokiego kucyka i zeszłam do jadalni na obiad. Tata i Lizy byli jak widziałam bardzo szczęśliwi i dumni ze mnie, że skończyłam liceum z dobrą średnią i to idąc do szkoły ze starszym o rok rocznikiem. Właśnie dobierałam się do ziemniaka, kiedy tata zabrał głos po długiej ciszy:
-No Destiny, co chciałabyś dostać od nas na koniec szkoły.? No nie wiem może chciałabyś gdzieś pojechać na wakacje.? Jakby coś to mów śmiało.
-Wiesz tato, pomyślę, ale teraz muszę lecieć, bo już trzecia i jak się nie stawię to mi chłopaki głowę urwą.
-Dobrze to pogadamy potem.
-Ok, kocham was pa.- i wyszłam z domu. Po chwili byłam już u Harry'ego. Zadzwoniłam do drzwi, otworzyła jego mama i powitała mnie szerokim uśmiechem.
-Cześć Destiny.
-Dzień dobry. Chłopaki już są.?
-Tak siedzą w pokoju u Harry'ego. Dopilnuj, żeby nie roznieśli pokoju.- popatrzyła błagalnym wzrokiem. Myślałam na początku, że żartuje i już chciałam się roześmiać, ale zobaczyłam, że ona chyba na serio więc w porę ugryzłam się w język.
-Dobrze, zrobię wszystko co w mojej mocy.- po czym udałam się po schodach na górę. W pokoju toczyła się dość ożywiona gadka. 
-Dobra gadać kogo żeście zabili.?- zapytałam otwierając drzwi.
-Nikogo.- rzucił Lou.
-To o czym chcecie mnie poinformować.? 
-No bo...
-No bo co.?
-No...
-No gadaj wreszcie.!
-No więc 3 godziny temu jak zapewne wiesz dostałem SMS-a.- zaczął Zayn.
-Wiem i co w związku z tym.?
-A to, że dostaliśmy info, że za 3 dni ruszamy w trasę...
-Co.?! Na ile.?
-Na całe wakacje.
-Chyba żartujecie. Jak ja tu bez was wytrzymam.?- zapytałam, a na myśl o rozstaniu z moimi "braćmi" chciało mi się płakać. Usiadłam na łóżku i przytuliłam się do Harry'ego.
-Czekaj skarbie, to jeszcze nie koniec.- powiedział. Uniosłam wzrok.-Wiem, że nie możemy bez siebie wytrzymać tygodnia dlatego chcemy, żebyś pojechała razem z nami.
-Naprawdę.?
-Naprawdę. Jeśli nie masz planów na wakacje.- dodał Liam.
-Nie no jasne, że nie mam.
-Destiny... 
-No...
-A mogłabyś grać podczas naszych koncertów na gitarze.?
-N-no nie wiem...- nie byłam pewna czy uda mi się sprostać temu wyzwaniu. Po porażce w X-Factorze, jakoś straciłam chęć by dzielić się z innymi moją muzyką.
-Dlaczego.? Destiny, nie znam drugiej osoby, która tak ogarnia gitarę elektryczną jak ty.- przekonywał mnie Liam.
-Nie jestem pewna...
-Kobieto, to twoja pasja, część twojego życia, na pewno chcesz zmarnować taką szansę.?
-Nie, ale...
-No proszę, pojedziemy razem, a poza tym zamiast siedzieć w domu zjedziesz z nami całą Wielką Brytanię wzdłuż i wszerz.- powiedział Harry.
-Może i macie rację, ale musiałabym trochę poćwiczyć.
-O to się nie martw, będziesz miała na to czas, przecież my też będziemy mieć próby.
-No dobrze. Idę na to. Ale jak przekonać tatę.?
-A masz na niego jakiegoś haka, może coś ci obiecał, no nie wiem.
-Chyba mam haka i do tego mocne argumenty.- wyszczerzyłam się przypominając sobie o tym, co mówił mi tata przy obiedzie.
-No na co ty dziewczyno jeszcze czekasz, leć i błagaj ojca.!- wrzasnął Niall opluwając Zayna petitkami. Ruszyłam w stronę drzwi.
-Zaczekaj na mnie.!- ryknął Harry i omało nie zabił się o siedzącego na podłodze Louisa. Kiedy byliśmy na dole, dodałam:
-Wiesz, chyba lepiej będzie jak sama to z nim załatwię.
-No dobrze, ale przyjdź później do mnie, ok.?
-Ok.- i dałam mu buziaka.- To ja lecę ojca szantażować.!- i udałam się w stronę domu. 
-Destiny, to ty.?
-A kogoś jeszcze się spodziewałeś.?
-No nie...
-To weź mi nie zadawaj głupich pytań. Zrobisz to dla mnie.?
-Dobrze. A możemy teraz pogadać.
-Jasne.
-To co wymyśliłaś już sobie ten prezent.?- zapytał kiedy usiedliśmy w salonie.
-Tak.
-No to słucham propozycji.
-Więc chłopaki poinformowali mnie, że ruszają w trasę koncertową po UK. I chciałabym jechać z nimi. Dla nich nie ma problemu i chcą, żeby grała na koncertach na mojej gitarze. Tato, proszę.!- i zrobiłam minkę zbitego pieska.
-No nie jestem przekonany...
-Ale tato po pierwsze to mi obiecałeś, po drugie to będę miała super wakacje, a po trzecie to mogę czegoś się przy okazji nauczyć na gitarze.
-No dobrze, ale co ze studiami.
-To tylko przez wakacje, 1 września już będziemy w Londynie. Tatku, mamy już wybrany college, będzie trzeba tylko obczaić jakiś domek, plis.!
-No niech będzie, jeśli takie jest twoje życzenie to proszę.- powiedział.
-Dzięki.!!!- i uściskałam go. Potem ruszyłam do holu. 
-A ty dokąd.?
-Ja idę do Harry'ego, niedługo wrócę.- i cała happy wyskoczyłam z domu. Pobiegłam do domu mojego chłopaka. Potem dopadłam dzwonek do drzwi i nacisnęłam go chyba z piętnaście razy. Drzwi otworzył Harry.
-I co, zgodził się.?- zapytał niepewnie, jakby bał się negatywnej odpowiedzi. Widziałam, że jego zielone paczałki były przepełnione nadzieją.
-Tak.!!! Zgodził się.!!!- wrzasnęłam tak głośno, że nie zdziwię się jak mnie w Londynie słyszeli. Rzuciłam mu się w ramiona, a on zaczął mnie obracać wokół własnej osi. Dzięki bogu, że mieli na tyle szeroki korytarz, bo inaczej mogłoby się to dla mnie źle skończyć. 
-Jejciu, co to za wrzaski.?- zapytał Robin, ojczym Harry'ego, kiedy Hazza wreszcie odstawił mnie na ziemię.
-Em... To ja, przepraszam. -odparłam.
-Nie, nie ma za co, ale królowa Elżbieta dzwoniła z pytaniem, czy w domu wszyscy zdrowi.- matko ten facet jest prze. Harry dziwnie się na niego popatrzył i ryknęliśmy śmiechem.
-No to mu powiedz, że złapaliśmy lekką głupawkę.- powiedział.
-Ok.- a my poszliśmy na górę. Harry delikatnie zamknął drzwi. Oparłam się o ścianę. Zbliżył się do mnie i objął mnie w talii. Po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku. Harry muskał moje usta coraz zachłanniej. Zrobiłam to samo. Było cudownie. Potem usiedliśmy na łóżku i wtuleni w siebie przeglądaliśmy albumy ze zdjęciami. 

*z perspektywy Harry'ego*

Oglądaliśmy moje albumy, które zawsze trzymałem na regale w swoim pokoju. Przewróciłem kartkę w albumie na kolejną stronę i naszym oczom ukazało się pewne zdjęcie. Byłem na nim ja, Destiny i mały Malik. Były na nim też nasze mamy. Na tym zdjęciu mieliśmy może po 3 lata. Zostało ono zrobione u nas w ogródku.
-Destiny, patrz.! To ja, ty, Zayn, moja mama, mam Zayna i...
-Moja mama...- dokończyła,a jej oczy momentalnie wypełniły się łzami. Wiem, że bardzo za nią tęskniła. Kiedy jej mama zginęła, ona miała zaledwie 5 lat. To musiało być straszne. Przytuliłem Destiny i otarłem łzy, które spływały po jej policzkach. Ona dotykała zdjęcia opuszkami palców, ocierając łzę. 
-Bardzo bym chciała, żeby tu teraz ze mną była. Tęsknię za nią...
-Pamiętaj, że ona tu teraz jest i nadal cię kocha.
-A myślisz, że w niebie jest szczęśliwa.?- zapytała brązowooka unosząc wzrok do góry.
-Możliwe, ale szczęśliwsza byłaby tutaj.
-Tak sądzisz.
-Tak, tak sądzę.- powiedziałem uśmiechając się do niej. Destiny dalej wpatrzona była w zdjęcie na którym jej mama trzymała ją na rękach. Wiem, że nasze matki się przyjaźniły. Moja mama też czasem o niej wspomina. Przewróciłem stronę w albumie i zobaczyłem zdjęcie, na którym byłem z moim prawdziwym tatą i siostrą. Brakowało mi go. Choć zawsze był zapracowany i poświęcał nam mało czasy to i tak go kochałem. Wiadomość, że rodzice się rozwodzą było najokropniejszą rzeczą jaką w życiu usłyszałem. Pamiętam, że wtedy zalewałem się łzami, ale oni twierdzili, że tak będzie lepiej dla wszystkich. Potem mama wyszła za Robina, którego pokochałem jak własnego tatę. On próbował mi zastąpić ojca, którego nigdy do końca nie miałem, bo mój ciągle siedział w pracy. Poza tym potem mój prawdziwy tata odzywał się coraz rzadziej. Ostatnio widziałem się z nim ponad rok temu, dzwonił jak skończyliśmy X-Factor, a na 18 urodziny wysłał mi jedynie kratkę z życzeniami. Pewnie stwierdził, że skoro jestem już dorosły to nie potrzebuję ojca. Szkoda, że aż tak słabo mnie znał, żeby wiedzieć że wcale tak nie jest. Po chwili ciszy zamknąłem album. Nie chciałem przywoływać sobie więcej złych wspomnień.
-To co robimy.?- zapytałem.
-Może pomogę ci się spakować, a ty jutro pomożesz mnie.?
-Dobry pomysł.- wyszczerzyłem się. Zwlekliśmy się z mojego łóżka. Destiny otworzyła moją szafę i wydała z siebie okrzyk przerażenia.
-Jezusie, Chrystusie, Panie.!!! 
-Co jest.?
-Czy ty wiesz człowieku ile masz ciuchów.?! Przecież my tego do końca wakacji nie spakujemy.!- popatrzyła na mnie wybałuszając gały. Po dwóch godzinach spakowaliśmy ciuchy na koncerty, spotkania z fanami itp. Potem uporaliśmy się z czymś w czym mogłem chodzić po tour busie. Takie tam koszulki, dresowe gacie, trampki i reszta potrzebnych rzeczy. Ale kiedy weszliśmy do łazienki moja dziewczyna znowu jęknęła rozpaczliwie.
-Ja pierdzielę Harry ile ty tego masz.?
-No wiesz, taka fryzura sama się nie ułoży.- odparłem przeczesując sobie loczki palcami. Zaczęliśmy więc ładować do kosmetyczki wszystkie moje żele do włosów i inne mazidła. Kiedy będziemy wyjeżdżać to włożę tam jeszcze szczoteczkę, pastę itp. Kiedy sześć moich walizek zostało spakowanych, cali zmachani usiedliśmy przy biurku.
-Wiesz może, która godzina.?- zapytała.
-Po 22. A co.?
-A to, że jak zaraz nie stawię się w domu to mi ojciec głowę odrąbie piłą mechaniczną.
-Uuu.- skrzywiłem się z obrzydzenia.- To może zostaniesz u mnie na noc.?- zapytałem błagalnym tonem.
-Nie, tata się nie zgodzi.- spuściła głowę.
-A ty chciałabyś zostać.?
-Tak, ale...
-Czekaj, ja zapytam mamy.
-Ok.
-Mamooooo.!- wydarłem się schodząc na dół.
-Tak, skarbie, co się stało.?- oparłem się o ścianę w kuchni, gdzie mama i Robin wcinali kolację i słitaśnie się uśmiechnąłem. Mamusia stwierdziła raz, że to dodaje mi uroku więc warto było spróbować.
-Mamusiu, czy Destiny może zostać u nas na noc.?- zapytałem mrugając oczami.
-Eee...- zacięło ją jak przeżuwała kawałek kurczaka.- W jakim sensie.?- zapytała lekko przestraszona. Robin też nie miał zbyt fajnej miny. Boże.! Ja rozumiem o co im chodziło. Wywróciłem tylko oczami.
-W normalnym. Jejku.! Weźcie wyluzujcie, doskonale wiecie, że nie mam tego na myśli.
-Taaak, wiemy...
-No to weźcie się ogarnijcie.
-No bardzo cię przepraszam synku, że w wieku 42 lat nie zamierzam zostać babcią.
-Jezu.!- westchnąłem.- Mogę ci przyrzec z ręką na sercu, że dzisiaj nie zostaniesz.
-Pocieszające...
-To jak, może zostać.?- zapytałem przymilnym głosem.
-Tak, tak może zostać. Jeżeli tylko jej ojciec się zgodzi.- powiedziała dla świętego spokoju.
-Dzięki mamuś.!!- i przytuliłem moją rodzicielkę. Popędziłem szybko na górę.
-Zgodziła się.!- krzyknąłem w drzwiach.
-Na pewno.?- zapytała Destiny podejrzliwie.
-Na pewno.- zapewniłem.
-Dobra. tylko teraz weź przekonaj mojego ojca.
-Spoko, coś się wymyśli.
-No to chodźmy.
*z perspektywy Destiny*

Weszliśmy do domu. Mój tata chyba nas nie zauważył, bo siedział w salonie przed telewizorem oglądając jakiś tępy japoński teleturniej. Jezu, Chryste tak się rył. Nigdy nie pojmę co może być śmieszego w teleturnieju po japońsku, z którego i tak się nic nie rozumie. Widziała nas za to Liz, która jak zwykle siedziała w kuchni. Przyłożyłam sobie palec do ust, na znak, żeby nic nie mówiła o naszej obecności w domu. Skinęła głową. Udaliśmy się zatem do mojego pokoju na górę. Wyjęłam z szafy czarną, sportową torbę z Adidas'a i zaczęłam do niej ładować jakieś ciuchy na jutro, ręcznik i kosmetyczkę. Przewiesiłam ją przez ramię i na palcach zaczęliśmy schodzić po schodach. Niestety, w japońskim teleturnieju była przerwa i  tatuś wychodził właśnie z pokoju. 
-Zaraz, zaraz, dokąd to moja panno.?- zapytał, a my zatrzymaliśmy się.
-Idę na noc do Harry'ego.- stwierdziłam stanowczo. Jednak tata lampił się na mnie jakbym się z choinki urwała.
-Ty, żartujesz, no nie.?
-Nie wcale, nie żartuję.
-Moja mama się zgodziła więc nie ma problemu.- zaczął Hazza, ale ten dalej się na nas gapił jak na parę kretynów.
-Mowy nie ma.
-Ale tato.!- jęknęłam.
-Nie ma żadnych ale. Nie i koniec.!!!
-Tato, choć na chwilkę, musimy chyba pogadać na osobności.- powiedziałam rzucając mu groźne spojrzenie.- Poczekaj tu, Harry. Pociągnęłam ojca do kuchni.
-Tato, czy ciebie już do końca pogrzało.?!
-Nie, ale nie pójdziesz do niego na noc.
-Ale dlaczego.?!
-Już ty wiesz dlaczego...
-Jesteś okropny.!!! Boże, z kim ja w ogóle mieszkam.! Co za szczęście, że za 2 dni już mnie tu nie będzie. TY mnie w ogóle nie kochasz.!
-Kocham cię...
-Nie.!!! Bo gdybyś mnie kochał to pozwoliłbyś mi iść do Harry'ego i nie ograniczałbyś mnie we wszystkim co robię.! Nie jestem już małą dziewczynką!
-Masz 16 lat i nie jesteś pełnoletnia, co oznacza, że nadal jesteś dzieckiem.
-Prawie 17.!- podkreśliłam.
-Destiny, idź do Harry'ego.- przerwała Liz.
-Poważnie, mogę.?
-Tak masz moją zgodę.
-Dzięki, dzięki, dzięki.- zapiszczałam przytulając ją.
-Spoko nie ma za co.- ojcu to normalnie szczena na podłogę spadła. Widziałam tą jego zajebistą minę zdziwienia i bezradności. Oł jee 1:o dla mnie.
Pociągnęłam mojego chłopaka za rękę bo chciałam jak najszybciej opuścić ten dom wariatów.

*z perspektywy Elizabeth*

-Czy ciebie kobieto coś za przeproszeniem boli.?!!!- ryknął Michael, kiedy Destiny i Harry opuścili dom.
-Nie, ale dziwne, żebym to ja lepiej rozumiała formalnie zupełnie obce mi dziecko niż jej rodzony ojciec.!
-No, ale...
-Posłuchaj, ona czuje się w tym domu po prostu uwięziona. Nie widzisz, że jest obciążona tą twoją nadmierną troską.?!
-No może, ale wolę ją pilnować zanim zrobi coś głupiego.! Wolę uważać co oni robią jak są sami.- popatrzył się na mnie dziwnie.
-Jezu.! Ty nienormalny jesteś, na serio.!
-No, ale...
-Posłuchaj człowieku, ona za 2 miesiąc wyjeżdża na studia do Londynu, gdzie będzie mieszkać bez ciebie i nie będziesz miał wpływu na jej decyzje. A poza tym jedzie na wakacje w trasę koncertową, gdzie będzie mieszkać z pięcioma facetami na 30 metrach kwadratowych.!
-No to żeś mnie pocieszyła...- rzekł smutno.
-Nie nie, pocieszyłam cię, ale ci to uświadomiłam.
-Dzięki, wiesz.
-Taka jest prawda.
-Może i masz rację....
 *z perspektywy Harry'ego*

-Moja rodzina jest chora, przepraszam.- jęknęła gdy weszliśmy do mojego pokoju. 
-Spoko, myślisz, że moi dzisiaj w kuchni byli lepsi.
-Matko, oni tylko myślą o jednej rzeczy, której może nie wypowiem na głos.- powiedziała odkładając swoją torbę, gdzieś na ziemię.
-Hehe no wiem. Dobra teraz przepraszam, ale muszę iść do matki, żeby mi poduchę dla ciebie dała.
-Ok, będę tu czekać.- zaszedłem na dół.
-Mamo.!
-Tak.?
-Gdzie mamy poduchy.?
-Synek, mieszkasz już w tym domu przez 18 lat i dalej się nie nauczyłeś.?
-No najwidoczniej nie.
-Eh... W gościnnym w szafie.
-Dobra, może zapamiętam.
-No ja mam nadzieję.- poszedłem więc do gościnnego pokoju i wyjąłem z szafy poduchę dla mojej ukochanej. 
-Tadam.! Może być.?- zapytałem wchodząc do pokoju.
-No jasne.
-To co robimy.?
-Może się pójdę umyć.?
-Ok, a pooglądamy potem film.?
-Spoko.
-Ale jaki.?
-No nie wiem, znajdź jakiś fajny.
-Ok, zaś będzie na czym płakać.
-Oj tam, oj tam. Przyjamniej nie wstydzisz się swoich uczuć i za to cię kocham.- powiedziała dając mi buziaka. Uśmiechnąłem się do brązowowłosej, która z ręcznikiem, kosmetyczką i pidżamą pod pachą zmierzała w kierunku łazienki. Ona poszła myć zwłoki, a ja grzebałem w laptopie szukając czegoś do obejrzenia. Zdecydowałem się na "Titanica". Tradycyjny wyciskacz łez. Ubrałem się w pidżamę i usiadłem na łóżku. Nie wziąłem popcornu bo bym dostał opieprz od matki za żarcie w łóżku. Ułożyłem laptopa na pościeli. Po chwili drzwi w pokoju się otworzyły i stanęła w nich Destiny.
-Tylko się nie śmiej z mojej pidżamy.- powiedziała wchodząc do sypialni. Zleciałem ją wzrokiem od stóp do głów. Miała na sobie białą koszulkę, długie, luźne, różowe spodnie w błękitne misie, a włosy miała uczesane w luźnego koczka. Uroczo wyglądała. Nie chciała żebym się śmiał, ale trudno było nie uśmiechnąć się od ucha do ucha widząc ją w różowych spodniach. Nie znosiła tego koloru, a jednak. 
-Mówiłam ci żebyś się nie śmiał.!- i udając urażoną cisnęła we mnie ręcznikiem.
-Ja się nie śmieję tylko uśmiecham. Słodko wyglądasz.
-No właśnie.!
-Oj daj spokój, każda dziewczyna ma coś różowego w szafie. Ja lubię różowy, a bynajmniej dziewczyną nie jestem.
-No dobra...- odparła zrezygnowana.- To co wybrałeś.?- zapytała siadjąc obok mnie.
-Titanica, no wiesz klasyka.
-Spoko. Kocham ten film.- odpaliłem laptopa. Chociaż widzieliśmy ten film wiele razy, to i tak oglądaliśmy go w napięciu jakby wyczekiwaliśmy, nowego, szczęśliwszego zakończenia. Ciągle płakaliśmy. Najbardziej wtedy kiedy 
 Jack zamarzł. Kiedy film się skończył było grubo po pierwszej w nocy. Oczy zaczęły się nam zamykać.
-Kładziemy się.?- zaproponowałem.
-Yhm...- zgasiłem światło.
-Nie no normalnie nie wierzę, że jedziemy w trasę.
-Ja też. Cieszę się, że tatę udało się ubłagać.
-Jeszcze rok temu coś takiego się mi nie śniło.
-Mnie też nie.- Ale śpijmy już, bo musisz mi się pomóc jutro spakować.-dodała przytulając si do mnie. Przeciągnąłem się i momentalnie zasnęliśmy.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Nudy, wiem... Niestety ostatnio brak mi weny. :( 
JESTEŚCIE WIELKIE DZIEWCZYNY.!!! NAPRAWDĘ, DZIĘKI ZA TĄ MASĘ KOMENTARZY :D To mnie motywuje do dalszego pisania, więc liczę na was ;***

4 komentarze:

  1. jejkuuu jaki długi rozdział ;d .. uwielbiam takie, fenomenalnie sie czyta ; *

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie nudny, mi sie podoba. ;P
    Dodaje do obserwowanych i zapraszam do siebie! / http://dreams-come-true-1dxo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. To dobrze, że się wam podoba :) Wpadnę z chęcią i dzięki, że dołączyłaś :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe. Bardzo, ale to bardzo mi się podoba :*

    OdpowiedzUsuń