One Direction

One Direction
One Direction story...

piątek, 20 kwietnia 2012

Rozdział 8

Siedziałam na krześle jak zahipnotyzowana i z uporem wpatrywałam się w kartkę. Kto mógł napisać coś takiego i jakim cudem znalazło się to w mojej szafce, skoro nikt oprócz mnie nie ma do niej klucza.? 
-Destiny, wszystko w porządku.?- zapytał niepewnie Boris.
-N-no tak, jasne.- odparłam wymuszając uśmiech. Przez całą lekcję myślałam o tej durnej karteczce i kompletnie nie wiedziałam co się dzieje dookoła mnie. Może to tylko głupi żart, a może powinnam zacząć się obwiać o własne życie.? Nie wiedziałam kompletnie co to może znaczyć. I wtedy nagle mnie olśniło. Przypomniałam sobie akcję z tarantulą na w-f-ie. Doszłam do wniosku, że Dianna już wtedy chciała się mnie pozbyć, bo jeżeli chciałaby mnie tylko nastraszyć to nie wpakowałaby mi do torby tarantuli, no nie.? A z szafką pewnie nie miała problemu, bo zamki do nich nie są jakieś skomplikowane, więc pewnie wystarczy otworzyć ją zwykłą wsuwką do włosów. Wszystko w jednej chwili stało się dla mnie logiczne. Moje rozmyślania przerwał nagle nauczyciel od matmy, który oddawał właśnie klasówki.
-Tiffany Messer - czwórka, Max Brown - trója, Boris Peterenko - piątka, Destiny Black...- modliłam się, żeby nie dostać pały. Czego jak czego, ale znajomością matematyki niestety nie mogłam się pochwalić. -Pała.!- usłyszałam. No pięknie, czy ten dzień może być gorszy.? Zwlekłam się z krzesła i podeszłam do biurka, by odebrać moją klasówkę.
-Destiny, mam nadzieję, że zobaczę cię dzisiaj na poprawie.
-Oczywiście.- dodałam i odeszłam do ławki. Cholerna algebra.! Na szczęście trochę pouczyłam się wczoraj wieczorem więc mam nadzieję, że dostanę chociaż tróję. Z rozmyślań wybawił mnie dzwonek. Całe klasowe bydło rzuciło się na stołówkę. Zajęłam miejsce w kolejce, wzięłam tylko sałatkę i sok pomarańczowy, Potem dołączyłam do Borisa, który przeżuwał cheeseburgera jednocześnie ucząc się biologii. Usiadłam na krześle i zaczęłam grzebać plastikowym widelcem w sałatce. Właściwie to nie była głodna. Odstawiłam miskę z zieleniną i wyciągnęłam z torby książkę do matmy. Chciałam sobie trochę powtórzyć algebrę przed poprawką. Czytałam tam jakieś drętwe definicje, ale nie mogłam się skupić. Chodziła mi po głowie tylko ta sprawa z karteczką. Niby taka bzdura, ale nie daje człowiekowi żyć. Schowałam więc do torby podręcznik i wyjęłam tą cholerną kartkę. Gapiłam się na nią jak cielę na malowane wrota dopatrując się rozwiązania tej zagadki. 
-Co to za kartka.?- zapytał nagle Boris wychylając nos z książki.
-No... Bo wiesz...- i nagle usłyszałam znajomy głos. Była to Jennifer. Szybko usiadła przy moim stoliku i z przerażeniem na twarzy powiedziała:
-Destiny, czy znasz te dziewczyny.?- i wskazała palcem na stolik plastików.
-No niestety chodzę z nimi do klasy. A coś się stało.?
-Groziły mi, kiedy wepchały się przede mnie w kolejce po jedzenie.
-Serio.?
-Serio. Powiedziały, że jestem podłą szmatą i że mnie zabiją.
-A ja dzisiaj rano dostałam anonimowy liścik.- i wyjęłam z kieszeni kartkę z pogróżkami. 
-Myślisz, że to od nich.?
-Raczej tak...
-Ale dlaczego?...
-To proste. Ja chodzę z Harrym, a Niall kręci z tobą. Są najzwyczajniej w świecie zazdrosne. Poza tym przed balem maturalnym, jak usłyszały, że Harry mnie zaprosił to podrzuciły mi do plecaka tarantulę.
-O boże.!- krzyknęła Jenn.- Myślisz, że powinnyśmy komuś o tym powiedzieć.?
-Nie, niech to zostanie między nami. Tak będzie lepiej.
-Mam nadzieję, że to tylko słowa i nic więcej.
-Narazie nikomu nic nie mów, ok.?
-No ok, ale chyba właśnie komuś powiedziałyśmy.- i spojrzała wymownie na Borisa.
-Nie, no spoko ja nikomu nie wygadam, a poza tym i tak nikt ze mną nie gada, bo nikt mnie nie lubi, więc nie ma sprawy.- wytłumaczył i spuścił głowę.
-Oj weź się nie smutaj, ja cię lubię.- i poklepałam go po ramieniu.
-Dzięki, chyba jesteś jedyna.
-Od kogoś trzeba zacząć, no nie.?
-Niby tak.- i uśmiechnął się. Jennifer pożegnała się z nami i powędrowała do biblioteki. Ja dojadłam sałatkę i dopiłam sok. Potem zadzwonił dzwonek więc spakowałam moje klamoty i ruszyłam na geografię. Kolejne lekcje okropnie mi się dłużyły. Później wszyscy z mojej klasy poszli do domu, no może oprócz Andy'ego i Max'a, którzy musieli siedzieć w kozie za rozwalenie kibelka i Borisa, który podreptał na kółko z hiszpańskiego. Ja natomiast musiałam iść na głupią poprawkę z algebry. Więc jako jedyna stawiłam się pod salą nr. 25. Nauczyciel napisał mi jakieś wzory na tablicy i musiałam to poskracać i policzyć. Po 20 minutach męki oddałam mu moją pracę.
-Mógłby pan sprawdzić mi to już dzisiaj.?- zapytałam pełna nadziei.
-Dobrze, to usiądź na chwilkę w ławce, a ja to sprawdzę.
-Oczywiście.- i usiadłam na pobliskim krześle.
-No ładnie, Destiny.- powiedział po chwili.- Masz -4.
-Dziękuję.- powiedziałam i wyszłam z klasy. Jupi.! Mam -4 z algebry.! Oł jeeee.! Wyszłam przed naszą placówkę oświatową, potem skręciłam w prawo obok muru za szkołą. Miałam  stąd 20 minut drogi do domu. Na końcu tego muru stały dwie dziewczyny w ciemnych bluzach z kapturami na głowie. Nie wiedziałam kto to jest więc przeszłam obok nich obojętnie, kiedy jedna z nich szarpnęła mnie za bluzę. Odwróciłam się i zobaczyłam, że to Dainna i Jessica. 
-Dobra, czego chcecie.?- zapytałam. I nic nie odpowiedziały tylko Dianna przywaliła mi z pięści w oko. O ku*wa.! Bolało, ale nie pozostałam dłużna. Z całej siły rzuciłam się na tą plastikową szmatę i powaliłam ją na ziemię. Przerażona Jessica spanikowała i uciekła. Miałam ochotę za nią polecieć i jej również przywalić ale wolałam zająć się Dianną. 
-Ty suko.!- wrzasnęła Dianna i dała mi z liścia. Wkurzyłam się i wyrwałam jej trochę tych tlenionych włosów. Miałam więcej siły, niż ta wychudzona anorektyczka, więc brałam nad nią górę. Długo się tak szarpałyśmy, aż w końcu chwyciłam ją za rękę, odwróciłam się plecami i przerzuciłam ją przez ramię, że wylądowała na trawniku. Nie umiała się podnieść, więc założyłam kaptur na głowę, chwyciłam moją torbę i uciekłam w pośpiechu. Kiedy wiatr wiał mi prosto w twarz okropnie szczypały mnie policzki. Szłam do domu, kiedy nagle dopadły mnie czarne myśli. A co jeśli jej coś załamałam.? W końcu chodziłam na kurs taekwondo. Od kiedy ja i Harry jesteśmy razem dzieją się same nieszczęścia. Łzy zaczęły napływać mi do oczu i spływać po policzkach, co cholernie mnie piekło. Kiedy doszłam do domu naciągnęłam jeszcze bardziej kaptur na głowę i weszłam do przedpokoju. Chciałam od razu pójść na górę niezauważona. Niestety usłyszeli mnie.
-Destiny, to ty.?- zapytał tata a ja stanęłam w połowie schodów na górę.
-No tak tato. Ale chcę iść już na górę bo jestem zmęczona.
-Choć no tu.!- wyczuł, że coś się święci. Tyłem zeszłam ze schodów. Ojciec chwycił moją rękę i zdjął mi kaptur. 
-Boże, kto ci to zrobił.?!
-Nieważne...
-Jak nieważne, Destiny ktoś cię pobił.! Kto to.?!
-Nie powiem ci...
-Mów.!
-NIE.!- wydarłam się na cały regulator. 
-Co to za hałasy... Matko, co się stało.?!- zapytała wystraszona Liz.
-Nic takiego...
-Masz podbite oko.!
-To nic...
-I nie chce powiedzieć kto jej to zrobił.!- skarżył się ojciec.
-Bo to nie twoja sprawa.!- wrzasnęłam.
-Kogo ty bronisz.?!
-Nikogo.!
-Z tym trzeba iść na policję i zgłosić pobicie.!
-NIE PÓJDZIESZ NA ŻADNĄ POLICJĘ.!!!
-No mówię, że ona kogoś broni.!- powiedział do Elizabeth.
-Ja nikogo nie bronię, poprostu nie chcę, żeby ktoś się o tym dowiedział.
-Jakbyś nikogo nie broniła to byś powiedziała, ale powiedzieć nie chcesz.
-No bo nie.!
-Destiny, czy to Harry.?
-Kuźwa daj mu spokój, nawet go w szkole dzisiaj nie było.!!!
-To kto.? Louis, Zayn, Niall, Liam.?
-Nienormalny jesteś, daj mi święty spokój.!
-Ale...
-Zamknij się.!- i pobiegłam do pokoju. Zamknęłam go na klucz, usiadłam w kącie pokoju i zaczęłam płakać. Po chwili ktoś zaczął pukać do mojego pokoju. Myślałam, że to tata więc powiedziałam:
-Idź sobie.!
-To ja, Liz... Mogę wejść.?
-OK. - i podeszłam do drzwi, żeby je otworzyć.
-Przepraszam cię za ojca, wiesz jaki jest.
-Wiem, nadopiekuńczy.
-Martwi się.
-Dam sobie radę.
-Na pewno nie chcesz powiedzieć.?
-Na pewno.
-Dobrze nie będę naciskać. Ale choć trzeba ci wydezynfekować rany.- i podreptałam za Elizabeth do łazienki. Najpierw przemyła mi te poranione miejsca, potem zdezynfekowała wodą utlenioną i przykleiła mi plaster nad rozciętą brwią i obok rozwalonej wargi.
-Gotowe.!
-Dzięki. Teraz pójdę wziąć prysznic.
-Ok, to ja cię zostawiam.- więc wzięłam sobie chłodny prysznic. Nie myłam włosów bo nie chciałam lać sobie wodą z szamponem po okaleczonej twarzy.


*z perspektywy Liz*

Kiedy Destiny udała się do łazienki, ja poszłam do jej pokoju. Odszukałam w jej czarnej torbie komórkę i otworzyłam kontakty. Wiem, że nie powinnam, ale znalazłam numer do Harry'ego i do niego zadzwoniłam. Musiało się to odbyć bez jej zgody, bo inaczej nie pozwoliłaby sobie pomóc. Harry był chyba pierwszą osobą, któremu była w stanie zaufać i opowiedzieć o problemach.
-Cześć Destiny.- odezwał się głos w słuchawce.
-To ja, Elizabeth.
-Dzień dobry, coś się stało.?
-Tak i to dużo. Ktoś pobił Destiny.
-Boże, czemu sama do mnie nie zadzwoni.
-Bo nie chce nam powiedzieć kto jej to zrobił i dlatego ja dzwonię.
-Aha czyli ona o niczym nie wie.?
-Dokładnie. Więc mam nadzieję, że może tobie powie. Naprawdę się martwimy.
-No dobrze, ale będę w stanie przyjść dopiero za ok. godzinę, bo teraz jestem w drodze z Londynu.
-Ok, tylko przyjdź, proszę.
-Oczywiście, postaram się być najszybciej jak się da.
-Dzięki.- i rozłączyłam się. Sądzę, że jemu jednak powie...

*z perspektywy Destiny*

Wykąpałam się, ubrałam w dresowe gacie i bluzę.
-OBIAD.!- zawołała Liz, więc zeszłam na dół. Nie byłam specjalnie głodna, ale Elizabeth wydawała mi się jedyną normalną osobą w tym domu wariatów, a przecież formalnie była zupełnie obcą mi osobą, jednak ona lepiej mnie rozumiała niż rodzony ojciec. No trudno tak bywa. Zwlekłam zwłoki do jadalni i usiadłam przy stole. Nie miałam ochoty z nimi gadać, więc siedzieliśmy w kompletniej ciszy. Tata w pewnej chwili brutalnie ją przerwał.
-Dalej cię boli.?
-Mniej.- rzuciłam oschle. Dokończyłam posiłek i wstałam od stołu. Potem ruszyłam na górę. Odrobiłam lekcje, spakowałam się na jutro, a później położyłam się na łóżku i włączyłam moje mp4. Słuchałam Metallici, to mnie zawsze uspokaja. Potem poszłam do kuchni, żeby napić się wody. Usiadłam na kuchennym blacie, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Mój ojciec wyskoczył sprzed telewizora jak oparzony i poszedł otworzyć. I nagle mnie zamurowało. Usłyszałam głos Harry'ego. Wtedy do kuchni weszła Liz.
-Kto zaprosił Hazzę.?- wzięła głęboki oddech i odpowiedziała.
-Ja, zadzwoniłam do niego.
-Po co.?!
-No jest twoim chłopakiem i powinien wiedzieć.
-Ale on dzisiaj miał ważne sprawy do załatwienia. Nagrywali piosenkę w Londynie.
-Na pewno mniej ważnie od ciebie.- wywróciłam oczami. Nie chciałam, żeby widział mnie w takim stanie. Nasunęłam kaptur na głowę i próbowałam ulotnić się do pokoju...

*z perspektywy Harry'ego*

Kiedy tylko dojechaliśmy do Wolverhampton popędziłem do domu. Szybko się przebrałem w coś wygodniejszego i pobiegłem do mojej dziewczyny. Otworzył mi jej tata i powiedział:
-Witaj Harry.
-Dzień dobry.
-Słuchaj nie mam pojęcia kto to zrobił, ale jeśli dowiem się że miałeś z tym cokolwiek wspólnego, to marny twój los.- zagroził. Szczerze mówiąc to nieźle mnie wystraszył, bo on nigdy nie żartuje. 
-Spokojnie, ja nie wiem kto ją pobił, ale przysięgam to nie ja.
-Wierzę... Tylko postaraj się to z niej wyciągnąć, bo na prawdę się o nią boję.
-No dobrze, spróbuję.- wszedłem do ich mieszkania i zobaczyłem Destiny, która wychodziła właśnie z kuchni. Strasznie wyglądała. Miała podbite oko, poobijane policzki, rozciętą brew i trochę zaschniętej krwi w okolicach dolnej wargi. Podszedłem do niej i mocno ją przytuliłem. Wtuliła się we mnie. Zdjąłem jej ten kaptur. Ująłem ją za podbródek i popatrzyłem w jej ogromne, brązowe oczy, które były teraz prawie, że czarne, wypełnione smutkiem i strachem.
-Kochanie, kto ci to zrobił.?- zapytałem przerażony.
-Chodź na górę to ci powiem.- i pociągnęła mnie za rękę w stronę swojego pokoju. Kiedy otworzyłem drzwi, ona skuliła się pod ścianą pomieszczenia i zaczęła płakać. 
-Nie płacz, proszę.- szepnąłem kucając tuż obok niej. Nie odezwała się ani słowem, więc ponowiłem pytanie.- Powiedz, co to za gnojek tak cię urządził.
-To nie facet.
-Dziewczyna.?...- nieśmiało skinęła głową. Znowu schowała twarz w dłoniach i nic nie powiedziała. -Destiny, mnie możesz powiedzieć.
-Ale obiecaj, że nie powiesz tacie i Lizy.
-No dobrze, obiecuję.
-Na pewno.?- chwyciłem jej dłoń i przyłożyłem do mojego serca.
-Na pewno.- potwierdziłem.
-To była Dianna i Jessica.- wytrzeszczyłem oczy. Doskonale wiedziałem, że nie lubiły mojej dziewczyny i z wzajemnością, ale żeby zrobić coś takiego.
-Kiedy.?
-2 godziny temu, za szkołą.- rzekła wpatrując się w ścianę.
-Hej, spójrz na mnie.- odparłem ciepło, a ona odwróciła się w moją stronę.- Dlaczego nie chcesz nikomu o tym powiedzieć.?
-Bo się boję, że jej coś zrobiłam.
-Komu.?
-Diannie.
-A co z Jessicą.?
-Kiedy Dianna podbiła mi oko, ona spanikowała i uciekła, nic mi nie zrobiła.
-No, ale Dianna cię pobiła.
-Tak, ale ja się boję, że złamałam jej kręgosłup.
-Jak.?- spytałem wytrzeszczając gały. Destiny, zawsze miała sporo siły, ale nie na tyle, żeby kogoś przyprawić o dożywotnie kalectwo.
-No, bo przerzuciłam ją przez ramię i gruchnęła o trawnik i nie mogła wstać.
-Kurs taekwondo, mam rację.?
-Yhm...
-Raczej nic jej się nie stało, może tylko straciła siły lub nie miała ochoty cię gonić.
-Mam nadzieję, nikomu nie życzę, nawet jej złamanego kręgosłupa.- uśmiechnąłem się do niej.
-A właściwie to dlaczego się na ciebie rzuciła, za tą szkołą.?
-No bo...- i urwała. Widziałem tylko pojedyncze łzy spływające po jej sinych policzkach, które z każdą chwilą zaczęły spływać w coraz to większych ilościach. Nie mogłem patrzeć na to jak płacze. Czułem, że moje serce zostało rozdarte na tysiąc drobnych kawałków. Usiadłem obok niej, a ona wtuliła się w mój tors i wypłakała się do mojej bluzy. Objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło.
-Co się dzieje, powiedz, proszę...- a ona uniosła swoje zapłakane oczy i powiedziała:
-No bo ona wyżywa się na mnie, bo się z tobą spotykam.- i znowu zaczęła wypłakiwać się w moje ubranie. Dotarło do mnie, że wszystko co jej się dzisiaj przydarzyło to była tylko i wyłącznie moja wina. Czułem się cholernie winny.
-Przepraszam, skarbie...- wyszeptałem jej do ucha i przytuliłem jeszcze mocniej. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia. To zżerało mnie od środka. Okropnie mocno ją kochałem, więc widok jej łez bardzo mnie bolał. Otarłem łzę z jej okaleczonego policzka. Siedzieliśmy w kompletnej ciszy, kiedy nagle Destiny wytarła zapłakane oczy i podeszła do okna. 
-Choćmy na taras.- zaproponowała. 
-Dobrze.- otwarliśmy szklane drzwi z jej pokoju, które otwierały się na spory taras. W ciszy stanęliśmy opierając się o barierkę. Słońce tak pięknie zachodziło okrywając niebo złocistym pomarańczem. Popatrzyłem jej prosto w oczy, a ona w moje. Pragnąłem, żeby ta chwila trwała wieki. Staliśmy tak wpatrując się w siebie, po chwili delikatnie musnąłem jej usta. Destiny zrobiła to samo i chwilę później niewinny buziak zamienił się w namiętny pocałunek. Wow.! Było niesamowicie. Potem usiedliśmy na huśtawce ogrodowej. Słychać było tylko szum drzew i odgłosy ptaków. Można było normalnie pomyśleć. Siedzieliśmy na huśtawce lekko odpychając się nogami od ziemi. Długo rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Śmialiśmy się i wspominaliśmy dzieciństwo. Kiedy nagle Destiny oparła się o moje ramię. Widać było zmęczenie na jej twarzy. 
-Jak chcesz, to może pójdziesz się położyć.?- zaproponowałem.
-Nie, wolę tu jeszcze trochę z tobą posiedzieć.- odparła wtulając się we mnie. Potem położyła się na moich kolanach, a ja zacząłem bawić się jej włosami. 
-Nie mam najmniejszej ochoty iść jutro do szkoły.- westchnęła.
-A mamy jutro jakąś klasówę czy sprawdzian.?
-Nie chyba nie, ale dostałam dzisiaj pałę z algebry.
-Z tej klasówki co była w piątek.?
-Yhm... Ale poszłam dzisiaj na poprawkę i dostałam -4.
-No to nie było tak źle.
-No nie, ale nawet nie chodzi mi o naukę... Po prostu nie chcę tam iść z takim wyglądem, czyli podbitym okiem itd.
-No to może nie idź do szkoły.
-Ojciec się nie zgodzi...- odpowiedziała zawiedziona.
-Spróbuję z nim pogadać.
-Nie lepiej nie. Na szczęście spędzimy w tej szkole jeszcze tylko 3 dni.
-A w sobotę rozdanie dyplomów.
-A potem wakacje i studia.- ucieszyła się.
-I kupimy sobie mieszkanie w Londynie, albo nie, kupimy cały dom z chłopakami i będziemy mieszkać wspólnie. Co ty na to.?
-Mnie pasi.
-I może Danielle i Eleanor zamieszkają z nami. No wiesz, będziemy mieszkać w osiem osób.
-Było by super... Już chcę na te studia.
-Wiesz, że cię kocham.- wyszeptałem jej do ucha.
-Wiem, ja ciebie też.
-To dobrze. I kupimy go na przedmieściach, żeby nie było takiego tłoku. A na uczelnię będziemy sobie jeździć samochodem, albo metrem. A ten dom kupimy z dużym ogrodem, żebyś mogła mieć husky'ego takiego o jakim marzyłaś.- pogrążyłem się w marzeniach, popadłem w słowotok i nawet nie zauważyłem kiedy Destiny zasnęła na moich kolanach. Spałą spokojnie, wreszcie zasnęła, co pozwoliło jej choć na chwilę zapomnieć o codzienności. Nie była świadoma tych wszystkich problemów i zmartwień. Delikatnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do przesyconego blaskiem zachodzącego słońca pokoju. Położyłem ją do łóżka, przykryłem kołdrą i dałem jej buziaka w policzek. Potem bezszelestnie wyszedłem z jej pokoju. Na palcach zszedłem na dół.
-I co, powiedziała ci.?- zapytał pan Black pełen nadziei. Pokiwałem przecząco głową. Wiem, że nie powinienem kłamać, ale przyrzekłem jej z ręką na sercu, że nic nie powiem jej ojcu i dotrzymam słowa. Bądź co bądź, ale jej zaufanie jest dla mnie ważniejsze niż słowo dane jej rodzicom...
---------------------------------------------------------------------------------------------
Taki tam rozdział, nie wyszedł do końca taki jak bym chciała... Teraz przez cały tydzień nie byłam w szkole, więc miałam duuużo czasu żeby go napisać :) Dzięki za wejścia i za komentarze ;) Kochane jesteście ;**
I znowu trochę pozmieniałam wygląd bloga. Nie mogę mieć długo tego samego xD I jak się wam widzi.? :) Piszcie w komentach :*

6 komentarzy:

  1. FENOMENALNY rozdział ; *
    dłuuuugi , ,lubie takie ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki ^^ Miałam w tym tygodniu dużo czasu, więc miałam czas, żeby go napisać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział i szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiego przebiegu akcji :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Słowami nie mogę opisać jak na prawdę podoba mi się rozdział.
    Tok akcji super. Gosia :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki wielkie dziewczyny za te komentarze ;** To mnie motywuje do pisania :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się ze wszystkimi opiniami powyżej :) Bardzo dobrze piszesz ^^
    Czekam na kolejne rozdziały ;*

    [http://beyourself-lifestyle.blogspot.com/ and http://alexx-the-future-starts-today.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń